Tour de Podlaskie & Lubelskie
-
DST
155.00km
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trochę mnie tu nie było... trzy lata ;) Nie oznacza to oczywiście, że
przez ten czas nie jeździłam na rowerze! Tylko jakoś tak mi się nie
chciało relacjonować moich daleeeeekich, egzotycznych podróży z domu do
pracy i z powrotem ;)
W rubryce "wszystkie km" wpisałam tylko wynik z 15 sierpnia, ale cała wycieczka trwała trzy dni.
13 sierpnia - sobota
Wraz
z dwoma kolegami pojechaliśmy pociągiem do miejscowości Sycze, skąd już
na rowerach pojechaliśmy do Mielnika, zahaczając po drodze o świętą
górę Grabarkę. Było to coś ok. 15 km. W Mielniku obejrzeliśmy ostatnią
czynną w Polsce kopalnię kredy, wieczorem dołączył do nas czwarty
uczestnik TdP&L.
14 sierpnia - niedziela
Tego dnia najpierw
przeprawiliśmy się promem przez Bug, a potem pojechaliśmy do Janowa
Podlaskiego, gdzie złapała nas rzęsista ulewa. Przeczekaliśmy ją pod
daszkiem, a gdy przestało padać, pojechaliśmy do słynnej stadniny koni
czystej krwi arabskiej, gdzie akurat trwała aukcja Pride of Poland
(niestety "dobra zmiana" zamieniła ją raczej w Pierd of Poland). Potem
popedałowaliśmy do Terespola, zatrzymując się po drodze nad Bugiem, tuż
przy granicy z Białorusią, nieopodal wioski Neple, gdzie stoi ruski
czołg. Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności wspięcia się na tenże ;) W
Terespolu poszliśmy na pizzę, która okazała się po prostu zarąbista
(gdyby ktoś chciał sprawdzić: pizzeria Mamma Mia przy ul. Wojska
Polskiego). Tego dnia nawinęliśmy na koła 73 km.
I wreszcie
15 sierpnia - niedziela
Plan
był taki, by zdążyć na pociąg z Łukowa o 21.03, a po drodze nawiedzić
jeszcze Kodeń. Akurat trwała tam uroczystość ponownej koronacji
cudownego obrazu Matki Bożej Kodeńskiej i odpust, więc cała wioska była
zastawiona straganami z badziewiem ;)
Pobyliśmy tam z godzinę i
trzeba było ruszać w dalszą drogę. Wystartowaliśmy o 13.00 i ruszyliśmy w
kierunku Sławatycz, a potem odbiliśmy na Radzyń Podlaski. Czas naglił,
więc cisnęliśmy co sił, starając się trzymać średnią prędkość w
okolicach 20 km/h. Pogoda była niezła, nie za zimno, prawie bez deszczu
(złapał nas tylko ok. 15-minutowy przelotny, ale dość rzęsisty deszcz).
Większość
tej trasy w sumie jechałam sama, bo się rozdzieliliśmy. Za Radzyniem
Podlaskim poczułam się lekko nieswojo, gdy dojechałam do rozjazdu na
Annopol i Siedlce. Intuicja mi podpowiedziała, że mam jechać na Siedlce,
ale gdzieś tam z tyłu głowy ćmiła upierdliwa myśl: a co jeśli źle jadę?
Tym bardziej że niemal nigdzie na tej trasie nie było żadnych tablic
informujących, że to droga na Łuków czy też ile jeszcze do tego Łukowa
kilometrów. Wreszcie o 20.00 wjechałam do miasta. Co za uff.
Według licznika jednego z kolegów tego dnia natrzaskaliśmy 155 km. To tylko o 15 km mniej od mojej życiówki z 2012 r.
Później wstawię zdjęcia, jak tylko zrzucę je z telefonu. No i jest nadzieja, że ten blog nie porośnie znów pajęczynami ;)