Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Tour de Podlaskie & Lubelskie

  • DST 155.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 | dodano: 16.08.2016

Trochę mnie tu nie było... trzy lata ;) Nie oznacza to oczywiście, że przez ten czas nie jeździłam na rowerze! Tylko jakoś tak mi się nie chciało relacjonować moich daleeeeekich, egzotycznych podróży z domu do pracy i z powrotem ;)
W rubryce "wszystkie km" wpisałam tylko wynik z 15 sierpnia, ale cała wycieczka trwała trzy dni.
13 sierpnia - sobota
Wraz z dwoma kolegami pojechaliśmy pociągiem do miejscowości Sycze, skąd już na rowerach pojechaliśmy do Mielnika, zahaczając po drodze o świętą górę Grabarkę. Było to coś ok. 15 km. W Mielniku obejrzeliśmy ostatnią czynną w Polsce kopalnię kredy, wieczorem dołączył do nas czwarty uczestnik TdP&L.
14 sierpnia - niedziela
Tego dnia najpierw przeprawiliśmy się promem przez Bug, a potem pojechaliśmy do Janowa Podlaskiego, gdzie złapała nas rzęsista ulewa. Przeczekaliśmy ją pod daszkiem, a gdy przestało padać, pojechaliśmy do słynnej stadniny koni czystej krwi arabskiej, gdzie akurat trwała aukcja Pride of Poland (niestety "dobra zmiana" zamieniła ją raczej w Pierd of Poland). Potem popedałowaliśmy do Terespola, zatrzymując się po drodze nad Bugiem, tuż przy granicy z Białorusią, nieopodal wioski Neple, gdzie stoi ruski czołg. Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności wspięcia się na tenże ;) W Terespolu poszliśmy na pizzę, która okazała się po prostu zarąbista (gdyby ktoś chciał sprawdzić: pizzeria Mamma Mia przy ul. Wojska Polskiego). Tego dnia nawinęliśmy na koła 73 km.
I wreszcie
15 sierpnia - niedziela
Plan był taki, by zdążyć na pociąg z Łukowa o 21.03, a po drodze nawiedzić jeszcze Kodeń. Akurat trwała tam uroczystość ponownej koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Kodeńskiej i odpust, więc cała wioska była zastawiona straganami z badziewiem ;)
Pobyliśmy tam z godzinę i trzeba było ruszać w dalszą drogę. Wystartowaliśmy o 13.00 i ruszyliśmy w kierunku Sławatycz, a potem odbiliśmy na Radzyń Podlaski. Czas naglił, więc cisnęliśmy co sił, starając się trzymać średnią prędkość w okolicach 20 km/h. Pogoda była niezła, nie za zimno, prawie bez deszczu (złapał nas tylko ok. 15-minutowy przelotny, ale dość rzęsisty deszcz).
Większość tej trasy w sumie jechałam sama, bo się rozdzieliliśmy. Za Radzyniem Podlaskim poczułam się lekko nieswojo, gdy dojechałam do rozjazdu na Annopol i Siedlce. Intuicja mi podpowiedziała, że mam jechać na Siedlce, ale gdzieś tam z tyłu głowy ćmiła upierdliwa myśl: a co jeśli źle jadę? Tym bardziej że niemal nigdzie na tej trasie nie było żadnych tablic informujących, że to droga na Łuków czy też ile jeszcze do tego Łukowa kilometrów. Wreszcie o 20.00 wjechałam do miasta. Co za uff.
Według licznika jednego z kolegów tego dnia natrzaskaliśmy 155 km. To tylko o 15 km mniej od mojej życiówki z 2012 r.
Później wstawię zdjęcia, jak tylko zrzucę je z telefonu. No i jest nadzieja, że ten blog nie porośnie znów pajęczynami ;)




komentarze
Dziasiek
| 19:30 sobota, 27 sierpnia 2016 | linkuj Pisz waćpanna, pisz, bo język masz zadzierzysty i nienudny.
A i dla siebie pamiątka niemała będzie.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!