Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Z brevetami jest jak z kotami i chipsami...

  • DST 200.40km
  • Czas 11:35
  • VAVG 17.30km/h
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 kwietnia 2017 | dodano: 24.04.2017

...Nigdy nie kończy się na jednym ;-) Koty mam trzy, za chipsami nie przepadam, ale jak już mi się zdarza je jeść, to na ogół zjadam więcej niż jeden. A brevety? Po ubiegłorocznym wrześniowym stwierdziłam, że never ever, nie ma mowy i w ogóle, ale organizator był bliski pokazania gestu „tramwaj w oku” ;-) i jak się okazało, miał rację. I bardzo dobrze! Albowiem tegoroczny sezon na ponadstukilometrowe wycieczki po prostu trzeba było otworzyć z przytupem i na bogato!
I tak oto w pewną zimną kwietniową sobotę stanęłam na starcie pierwszego wiosennego brevetu w Pomiechówku.
W piątek wieczorem podjechał do mnie Storm, by zabrać mój rower, a w sobotę bladym świtem przyjechał znów, by dopakować do kompletu brevetowych must have'ów jeszcze mnie. Przyjechaliśmy na miejsce startu, odhaczyliśmy się na liście, pobraliśmy glejty i prowiant – i równo o 8.00 otrzymaliśmy błogosławieństwo organizatorów i wystartowaliśmy.
Tym razem przezornie zaopatrzyłam się na drogę w Mietka, czyli mój ręczny turystyczny GPS (oraz baterie na zapas) – bez niego i bez rozpiski, jak dokładnie jechać, bym zginęła marnie! Okazja, by zginąć marnie, trafiła się już na 9. kilometrze, gdzie według cue sheetu trzeba było skręcić w prawo przy szkole. Tymczasem rowerzysta jadący przede mną pojechał dalej prosto. Zadziałała psychologia (dwuosobowego) tłumu i pojechałam za nim... Zaraz, zaraz! Coś mi tu ewidentnie nie pasuje! Ten budynek po prawej to jak byk była szkoła i jak byk był to 9. kilometr... Mietek też wyraźnie pokazywał: TU skręć, do jasnej Anielki! No to zawracam... Zatrzymałam się na skrzyżowaniu, by poczekać na następnych, a raczej na następnego, czyli Storma, bo jak przypuszczałam, reszta już dawno pognała w siną dal... Stoję i stoję, czekam i czekam, nigdzie żywego ducha, więc skręcam w to prawo. Decyzja była ze wszech miar słuszna – Mietek pokazywał, że jadę dobrze.
Po drodze przejechałam przez miejscowość o dość specyficznej nazwie Nuna, później stwierdziłam, że chyba wymyśliły ją dzieci. Gdzieś w okolicy Zabłocia dogonił mnie rowerzysta i zapytał: „Czy ty też robisz breveta?”. Zamieniliśmy po drodze parę słów, okazało się, że kolega nie ma nawigacji, więc trochę mu się chrzani, tym bardziej że nie śledzi zbyt wnikliwie cue sheetu, bo trudno mu poń sięgać. Doradziłam mu, żeby zmienił pozycję pionową na poziomą, to nie będzie musiał się macać po plecach, by sięgnąć po rozpiskę, bo wszystko będzie miał pod ręką, na brzuchu. Zaśmiał się i pojechał dalej. I też mnie zmylił (do spółki z cue sheetem), bo zamiast skręcić „ostro w lewo”, poleciał prosto. W rozpisce było, że w to lewo należy skręcić za Zalesiem Borowym, tymczasem minęłam tablicę informującą o tym, że wjeżdżam do Zalesia, a tablicy głoszącej, że zeń wyjeżdżam, nie było. Więc w sumie skręcić trzeba było w, a nie za Zalesiem Borowym ;-) Ale mniejsza o szczegóły.
W okolicach miejscowości Winnica szczególnie we znaki dał się silny wiatr, zawiewający momentami tak, że aż niemal spychał mnie do rowu, ale to miało być dopiero preludium.
W końcu dotarłam do Pułtuska, gdzie na stacji benzynowej Lotos był pierwszy punkt kontrolny. Poszłam podstemplować kwit, zjadłam kanapkę i kupiłam sobie herbatę, przy okazji zamieniłam parę słów z organizatorami i współtowarzyszami rowerowej niedoli. Po jakichś 15 minutach odpoczynku popedałowałam dalej. Gdy skręciłam w prawo z drogi głównej, dogonił mnie samochód organizatorów. Jeden z nich, Piotr, zagadał mnie i powiedział, że Storm jest w Pułtusku i się zastanawia, czy się nie wycofać. Co?! Chwilę później zadzwonił Storm i mówi, że jednak próbuje jechać dalej. Niech no tylko spróbuje nie jechać!
Gdzieś w rejonie wsi Somianka mijałam dwie dziewczynki na rolkach, powiedziały mi „dzień dobry” – takie to miłe. W dużych miastach ludzie coraz rzadziej mówią „dzień dobry” nawet sąsiadom, a tu na wsi (tak jak w górach czy na jeziorach) nie jest niczym niezwykłym pozdrowić nawet nieznajomego. Serce rośnie.
Gdy dotarłam do Wyszkowa i spojrzałam na cue sheet, dotarło do mnie, że zaraz będę jechać dobrze mi znaną, od lat wielokrotnie uczęszczaną drogą w kierunku Łochowa. A w Łochowie był kolejny punkt kontrolny. Tam też spotkałam kilku naszych. Myślałam, że gdy będę ruszać w dalszą drogę, nadjedzie Storm, ale tak się nie stało.
Zjadłam kanapkę, wypiłam kolejną herbatę i – na koń! Przede mną niecałe 5 km „trasy śmierci”, czyli droga krajowa nr 50, po której sznurami ciągną tiroloty. A potem skręt w kierunku Jadowa i... kolejna również dobrze znana mi trasa. Zaraz za tym skrętem jest miejsce, w którym w 2013 r. rozkraczył mi się rower tak poważnie, że musiałam z nim dymać na piechotę na stację kolejową w Barchowie. Potem Jadów i dalej prosto w silnym mordewindzie, 20 km pedałowania w ślimaczym tempie – prędkość czasami spadała mi do 7 km/h – ruja i porubstwo! W końcu upragniony skręt w prawo, który wiele mi nie ułatwił, bo choć wiatr był boczny, to i tak silny, że pedałowało się dość ciężko. Tym bardziej, że byłam wykończona pedałowaniem pod wiatr przez taki szmat drogi...
Około 133. kilometra zadzwonił Storm, że jest w Pomiechówku i czeka na mnie. Czyli zrezygnował – szkoda...
Na 150. kilometrze złapał mnie kryzys. Musiałam się zatrzymać i zjeść coś słodkiego. Tempo na tym odcinku miałam marne – średnio 13–15 km/h. Miałam ambicje dojechać na 17.00 na trzeci punkt kontrolny – w Nieporęcie, ale przy takim wietrze, przy tym tempie nie było szans.
Pedałowałam mozolnie dalej, aż wjechałam do miejscowości Załubice Nowe. Skoro tak, to niedaleko muszą być też i Stare – i się nie pomyliłam. I kolejny odcinek drogi, który już nie zliczę, ile razy pokonałam w życiu i samochodem, i rowerem.
O 17.15 osiągnęłam trzeci punkt kontrolny. Akurat zwijało się stamtąd kilkoro naszych – a ja byłam przekonana, że już nikogo tam nie spotkam. A jednak.
Poszłam podbić glejt, zjadłam kanapkę, wypiłam herbatę – i dalej w drogę, ostatnie 30 km! Akurat zaczął padać deszcz, więc wciągnęłam spodnie przeciwdeszczowe, ale szybko przestał padać, więc się zatrzymałam, żeby je zdjąć. Znów jechałam wielokrotnie przeze mnie przemierzaną drogą ;-) Co ciekawe, trasa wiodła szosą z zakazem jazdy rowerem, a żadnej drogi dla rowerów wzdłuż tej szosy nie zarejestrowałam ;-) Gdy tylko skręciłam w prawo przed remizą strażacką, po raz trzeci zadzwonił Storm. Zatrzymałam się, bo zabrakło mi ręki do trzymania telefonu i po wymianie kilku zdań pojechałam dalej. Gdy skręciłam w stronę Nuny, znów zaczęło padać, ale już tak konkretnie – z gradem, który, choć na szczęście drobny, nieprzyjemnie smagał mnie po twarzy. Szybko jednak przestało padać i można było podziwiać ładny widok słońca chylącego się ku zachodowi. Przede mną już tylko 10 kilometrów... Osławiona szkoła, przy której był pierwszy skręt na trasie tego brevetu... I prościutko do Pomiechówka! Na liczniku pojawiło się 198 km... Potem z góóóórkiii! Tu sobie odpoczęłam od kręcenia pedałami! Na pełnej petardzie, jadąc 40 km/h, pokonałam ten zjazd, triumfalnie śpiewając na całe gardło „Międzynarodówkę”. ;-) I z napięciem zerkałam na licznik, by nie przegapić momentu, gdy 199 zmienia się w 200. Jeszcze tylko 40 metrów! Wpadłam na podwórko szkolne, gdzie przed wejściem do bazy owacjami powitali mnie organizatorzy i kilkoro uczestników. MAM TO! Moja pierwsza tegoroczna dwusetka jest moja! :-D
Jeszcze tylko formalność, czyli podbicie kwitu, odebranie pamiątkowego upiornie pomarańczowego flots i zasłużona herbatka :-) Powiedziałam zebranym przy stole ludkom, że gdy tylko wrócę do domu, zamawiam pizzę i wsuwam ją całą sama. Na to jeden gość: „Zegarek mi pokazał, że spaliłem 4000 kalorii, więc dziś jesteś rozgrzeszona ze wszystkiego”. No ba! :-)
No, to już za mniej niż miesiąc kolejna dwusetka – tym razem w Szczebrzeszynie, a tydzień po niej moja pierwsza Kaszeberunda – też 200 km. Do tego Szczebrzeszyna zapisałam się na spontanie dzień po brevecie w Pomiechówku. Jak szaleć, to szaleć! Amen :-)
brevet






komentarze
Makenzen
| 21:42 poniedziałek, 15 maja 2017 | linkuj Dzięki, Darku! :) Pozdrawiam ciepło!
nahtah
| 09:40 sobota, 13 maja 2017 | linkuj Brawo Ty! Kosmiczny dystans.:)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!