Do roboty, do ortodonty, do domu
-
DST
29.00km
-
Sprzęt mały czerwony
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie ciut bardziej letnia pogoda, choć do ideału brakuje jeszcze paru stopni. Najpierw standardowa droga do roboty -- 4,5 km. Potem z Ochoty musiałam się dostać na Młociny i w 4/5 tej trasy oczywiście musiałam zabłądzić. Do ortodonty spóźniłam się ponad 20 min. Na szczęście kolejna wyprawa na to zadupie dopiero za pół roku. Ale za to zimą :]
Wracać postanowiłam nie przez centrum miasta, tylko nad Wisłą, piękną dziką ścieżką nad samą rzeką. Kilkanaście metrów ode mnie biegła ruchliwa Wisłostrada, a ja się delektowałam zielenią wokół, dopóki jeszcze jest, bo pewnie wkrótce przyjdzie walec i wyró...
Q mojemu zaskoczeniu udało mi się podjechać pod cholernie stromą górkę w rejonie mostu Grota-Rowe(r)ckiego. W ostatniej fazie jednak musiałam jechać wężykiem, żeby nie zmarnować tak dobrze rozpoczętej roboty. Z naprzeciwka jechała jakaś pani na veturilcu (dla niewtajemniczonych: Veturilo to system warszawskich rowerów miejskich, świetna sprawa, czasami korzystam. Polecam. Makenzen :)) i uśmiechała się, patrząc, jak walczę na ostatnim odcinku.
W okolicach Centrum Olimpijskiego już zrobiła się cywilizacja: szerooooka ścieżka wysypana szutrem, po prawej kort tenisowy i poletko do minigolfa, dalej wjazd na bulwary wiślane. Kiedy przejechałam pod Wisłostradą na prawą stronę, zagadnął mnie jakiś pan, który chciał zasięgnąć języka w sprawie "a jak się na tym jeździ". Rower poziomy zwraca uwagę, szczególnie mój mały czerwony, bo jest tak brzydki, że aż piękny, samoróba (nie mojego autorstwa) -- to jest fajne, bo można poznać ludzi, pogawędzić, tylko jakoś nie zdarzyło mi się, żeby jak w komiksach w "Bravo" w latach 90. ktoś zaprosił mnie na kawę -- WRÓĆ: hebratę (kawa... fuj!) i żyli długo i szczęśliwie... ;-)