Nowości w infrastrukturze rowerowej z poziomu poziomki
-
DST
20.00km
-
Sprzęt mały czerwony
-
Aktywność Jazda na rowerze
To był zdecydowanie dobry dzień. Piękna pogoda, słoneczko dawało aż miło - żałowałam wielce, że muszę go spędzić w pracy zamiast nad jeziorem, ale trudno. Bo nie wiem, czy wiecie, ale uwielbiam pływać, a nade wszystko pod chmurką. Latem absolutnym "must have" jest dla mnie upał, plaża, jezioro, kąpiel. Bez tych czterech elementów cierpię niemiłożebnie.
No ale dziś wydarzyło się coś, na co od daaawna czekała rowerowa brać z Warszawy - nastąpiło uroczyste otwarcie kładki pieszo-rowerowej pod mostem Łazienkowskim. Nie mogło mnie zabraknąć na tym wydarzeniu, toteż przed pracą udałam się wzdłuż Wisłostrady w kierunku Łazienkoszczaka i okazało się, że na most wiodą... schody. Po tych schodach musiałam wtaszczyć rower, by przeprawić się przez kanałek oddzielający Wisłę właściwą od Wisłostrady. Potem znów schody, po których trzeba było znieść rower (i tu już stwierdzam pilną potrzebę zamontowania na tych schodach prowadnic do rowerów i wózków dziecięcych!), by móc wjechać po ślimaku na kładkę. Ci, którzy nie wiedzą lub nie pamiętają o istnieniu tego kanałku, mogą być niemiło zaskoczeni.
Wjechałam na kładkę. Muszę przyznać, że oznakowana jest znakomicie - namalowane są znaki ostrzegawcze odnośnie do nachylenia wjazdów i zjazdów, są tablice z nazwami dzielnic, na teren których się właśnie wjeżdża, jest znak "stop" - zupełnie jak na jezdni, tylko w mniejszej, "rowerowej" wersji. Wszystko lśni nowością i jest piękne - teraz tylko się modlić, żeby żadne BYDŁO nie pomazało tego sprayami. Za gryzmoły na murach budynków wieszałabym za uszy, a za gryzmoły na pomnikach i tablicach w miejscach pamięci narodowej - za cojones!
Po przejechaniu przez Wisłę wróciłam drugą stroną do "cywilizacji" i natknęłam się na uroczystość odsłonięcia tablicy z nazwą inwestycji - "Kładka łazienkowska". Uczyniła to sama pani prezydent miasta, której nie poznałam... (prozopagnozja jej mać :( ) - o tym, że to była ona, dowiedziałam się z mediów. Najs ;-)
Wracając z pracy, spotkałam po drodze chłopaka i dziewczynę na skuterach elektrycznych. Zaczepiłam ich i zapytałam, czy to są te skuterki, co się wypożycza, ile to rozwija prędkości i jak to oceniają. Powiedzieli, że właśnie testują i że super. Zastanawiała mnie kwestia kasków na tych wypożyczanych skuterach - jak to zostało rozwiązane, bo łatwo złapać wszy. Przy wypożyczaniu skuterka oprócz kasku dostaje się taką skarpetę na głowę. Ja bym mimo wszystko nie ryzykowała, choć te skuterki mnie kuszą - wszy oznaczają marny koniec dreadów. Nie da się tego dziadostwa wyplenić, trzeba ścinać baty. A tego sobie zupełnie nie wyobrażam. Kocham moje dreadziki na zabój i będę je dumnie nosić, dopóki żyję.
No ale wracając do skuterków: dogoniłam później tę parkę jeszcze na jednych światłach, a następnie spotkaliśmy się na skrzyżowaniu Solca z Al. 3 Maja - pomachałam im na pożegnanie. Przy okazji, jadąc Al. 3 Maja, widziałam, jak samochód najechał gołębiowi chyba na skrzydło. Biedny gołąbek próbował się przemieścić z ulicy w bezpieczne miejsce, ale nie mógł się podnieść... Nie lubię tych obsrańców, ale rozjechanych gołębi i wszelkich innych zwierząt jest mi bardzo żal.
Wieczorem musiałam wyskoczyć na miasto załatwić parę spraw i postanowiłam wrócić Świętokrzyską i Tamką, by przetestować odcinek pasa rowerowego wiodącego w kierunku mostu Świętokrzyskiego. Na istniejącym już od jakiegoś czasu pasie rowerowym na Tamce pojawiły się poprzeczne pasy spowalniające, które, jak zauważyli niektórzy moi znajomi rowerzyści, w zimie, przy ubłoconej nawierzchni, mogą być niebezpiecznie śliskie. Pojawił się też dalszy ciąg pasa, przecinający ul. Kruczkowskiego, i jeszcze co nieco na Solcu. Być może także na Dobrej, ale tego już nie sprawdziłam.
Kładka łazienkowska ma zostać przedłużona aż do pl. Na Rozdrożu, trzymam władze miasta za słowo :-)