Na kole do České republiky! (den 2)
-
DST
90.00km
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Świętowania ciąg dalszy -- tym razem imieniny :-) O ile w czasach szkolnych i studenckich wkurzało mnie, że mnie rodzice tak urządzili na cacy, tak na "stare lata" stwierdzam, że takie urodzinowo-imieninowe combo jest fajne!
Dzień ten rozpoczęliśmy od oglądania z bliska elektrowni Bełchatów i zwiedzania Wielkiej Dziury, czyli kopalni odkrywkowej węgla brunatnego, która pomału będzie wygaszana. Oba te obiekty widziałam już w zeszłym roku, ale tym razem działo się to o innej porze dnia i roku, więc był jakiś element nowości.
Kiedy ruszyliśmy w dalszą drogę, początkowo jechaliśmy lokalnymi drogami, ale ostatnie 30 km do Częstochowy pokonaliśmy już drogą wojewódzką, dość ruchliwą. Jechałam sama, bo te zap***dalacze wypruły do przodu, na szczęście poczekały na mnie na obrzeżach Częstochowy.
W drodze niestety zaczęło mnie boleć lewe kolano. Właściwie pobolewało mnie już dzień wcześniej, tak że wzięłam pod uwagę opcję, by Storm zdążający na zlot samochodem zgarnął mnie z Raciborza. Rzecz o tyle zaskakująca, że bez 20 kg tobołów na bagażniku mogłam trzaskać dwusetki i nic mnie nie bolało, a tu wystarczyło głupie kilkadziesiąt kilometrów, żeby zacząć się sypać... W trakcie jazdy zadzwonił do mnie mój przyjaciel i większość drogi przegadaliśmy, co pozwoliło mi nie koncentrować się na bólu.
W Częstochowie nagle się rozpadało, ale na szczęście opad był krótki. Po zakwaterowaniu się poszliśmy na obiad, a potem na Jasną Górę, następnie wróciliśmy na kwaterę, a ja sobie jeszcze wyskoczyłam na 21.00 na apel jasnogórski.
Zastanawiałam się, czy by nie zostać przez to kolano w Częstochowie i poprosić Storma, żeby mnie zabrał już stamtąd, ale kolejnego dnia rano... (cdn.)