Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Na kole po České republice a Polsku! (den 5 (9)) -- wracamy

  • DST 151.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

To był najbardziej hardkorowy dzień naszej wyprawy. Kilka minut po ósmej nad ranem opuściliśmy Fryčovice, by zawadzając na chwilę o Frýdek-Místek celem zrobienia zakupów, przekroczyć granicę w Cieszynie i zakończyć ten etap powrotu w Krakowie. Plan ambitny. Postanowiliśmy, że śniadanie zjemy gdzieś po drodze i w związku z tym planem zatrzymaliśmy się 13 km od granicy przy przydrożnym sklepiku. Ledwo wyciągnęliśmy zakupione ingrediencje na kanapki, zbiegła się publika:

20170828_101146

Jeden kot bardzo sugestywnym wzrokiem przyglądał się mojej kanapce...

20170828_101438

Dziasiek rzucił sępom na pożarcie kawałek sera topionego. Po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę...

20170828_094310

Coraz bliżej granica. Ze sklepiku do Cieszyna droga prowadziła głównie w dół, był to właściwie jeden wieeelki, wspaniały zjazd. BTW, poprzedniego dnia, jak w głównej mierze zjeżdżaliśmy z różnych gór, nie mogłam się nadziwić, jak ja się pod to wszystko wspięłam, jeszcze z chyba 20 kg tobołów na bagażniku... W drogę powrotną połowę bambetli podrzuciłam Stormowi do samochodu.
No i wreszcie granica:

20170828_113414

Fajny jest ten Cieszyn, przechodzisz przez most i już jesteś w Czechach. Mogłabym tu mieszkać, gdyby nie to, że jest tu tak ciemno i szaro. Albo może ja mam pecha i trafiam do Cieszyna tylko w niespecjalnie słoneczne dni? ;-)
Droga z Cieszyna do Bielska-Białej to był hardcore. W znacznej mierze pod górę, po asfalcie dziurawym jak ser szwajcarski, a ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu (sratam ;-)). Oboje zaczynaliśmy mieć już kryzys, więc zdecydowaliśmy, że w pierwszej napotkanej knajpie jemy obiad. Obiad akurat wypadł w Jasienicy gdzieś tak w dwóch trzecich drogi do B-B.
No i w końcu Bielsko-Biała. A tam... Najpierw nieprzyjemny incydent na rondzie. Na lewo do jezdni była droga dla rowerów, a raczej jakiś jej nędzny kawałeczek, więc jechaliśmy normalnie jezdnią, a tu nagle wyprzedza nas samochód, a raczej zrównuje się z nami, zza szyby wyłania się wykrzywiona w amoku morda i wrzeszczy: "TAM JEST ŚCIEŻKA ROWEROWA!!!". Za każdym razem w takiej sytuacji mam ochotę zapytać delikwenta, czy jak jedzie jezdnią, to czy obowiązują go znaki drogowe po lewej, czy po prawej jej stronie? Aż się momentami chce zacytować pewne znane słowa George B. Shawa. Albo fraszkę Jana Tuwima :-)))
Wydostanie się z B-B w kierunku Wadowic wymagało przebicia się przez ogromny węzeł drogowy, chyba z pięć pasów ruchu w każdą stronę. A ruch... Jazda tamtędy to rosyjska ruletka. Ostatecznie udało nam się szczęśliwie opuścić miasto i dalsza droga była już przyjemna.
Pod wieczór osiągnęliśmy Wadowice. A stamtąd, aby się dostać do Krakowa przez Skawinę, trzeba było się trochę powspinać pod górę. To trwało tak długo, że miałam wrażenie, iż nie dociągniemy do tego Krakowa, że trzeba będzie kimać gdzieś w krzakach po drodze. Na szczęście był też spory zjazd w dół, do Skawiny, a dalej do Krakowa już lecieliśmy jak na skrzydłach. Nareszcie! O godz. 21:30 osiągnęliśmy miejsce noclegu, czyli dom mojego przyjaciela. Piwko, dobre jedzenie, Scrabble, herbata, pogaduchy do późnych godzin nocnych -- czas upłynął bardzo miło, choć zdecydowanie za szybko...




komentarze
nahtah
| 12:36 sobota, 16 września 2017 | linkuj Mega wyprawa, kociaki wymiatają.;)))
Makenzen
| 22:54 wtorek, 12 września 2017 | linkuj No paczpan, kto by się spodziewał :-)))
(na maila odpisz, zarazo :-))
Dziasiek
| 22:52 wtorek, 12 września 2017 | linkuj Tak czytam i czytam. No jak bym przy tym był ? ;)))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!