Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Dolina Bolechowicka i prawie Tenczyn. I coś jeszcze...

  • DST 65.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 czerwca 2018 | dodano: 02.06.2018

Od nocy z czwartku na piątek jestem w Krakowie i mam ze sobą dużą białą poziomkę, bo chciałam trochę pobrykać po okolicznych malowniczych terenach. Przyjechałam tu autem przez Rzeszów i niestety... - ale o tym będzie na końcu.
No więc wybrałam się dzisiaj do Doliny Bolechowickiej. Trochę musiałam się nakombinować, żeby się wydostać z Krakowa... GPS wyprowadził mnie na drogę krajową 79 i gdy dojechałam do poligonu wojskowego koło miejscowości Modlniczka, zrobił się problem. Ta DK 79 wyglądała ciut przerażająco - brak pobocza, po trzy pasy ruchu w obie strony, zaraz za ogromnym centrum handlowym w Modlniczce ogromny węzeł drogowy i wlot na drogę ekspresową/autostradę A4. Zastanawiałam się, jak jechać... Czy próbować znaleźć poboczną drogę? Chyba nie bardzo, bo to był teren wojskowy i strzelnica, z której na dodatek było słychać strzały. Zaryzykowałam więc jazdę tą "79", bo jeszcze jakaś zabłąkana kula ze strzelnicy by mnie dosięgła i...
Gdy dotarłam do centrum handlowego, zdurniałam zupełnie, tak samo jak GPS, który w ogóle nie pokazywał opcji "rower", ale, u licha, jakoś do tej Doliny Bolechowickiej powinno dać się dotrzeć! Przejechałam z prawej na lewą stronę tej "79" i... znalazłam drogę dla rowerów, która szczęśliwie doprowadziła mnie do zjazdu na lokalne drogi. Tam już zupełnie swobodnie pojechałam do rezerwatu.



Tam zostawiłam rower przy wiacie turystycznej i poszłam się przejść szlakiem przez wąwóz:


(widok na polanę i skałki, a tam życie sportowe kwitnie - wspinaczka, rowery górskie...)


(Potoczek)

Szłam przez ten wąwóz pod górę, parę razy musiałam przeskoczyć przez potok. Widoki cudne, ptaszki śpiewały, przyjemny chłodek (a tego dnia ogólnie było gorąco), sama radość. Po dojściu do pewnego punktu zawróciłam, na polance usiadłam na kamieniu i zanurzyłam stopy w potoku - zimna górska woda... brrr :)
Zastanawiałam się, czy wracać do Krakowa, czy jechać do Tenczyna do zamku. Zdecydowałam się jednak na Tenczyn. A skubany GPS wyprowadzał mnie w takie maliny, że musiałam zapytać miejscową panią, jak dotrzeć do DK 79 i w rezultacie do Tenczyna. Po drodze musiałam się przedrzeć przez drogę wysypaną grubymi kamieniami, nie było szans po tym jechać rowerem.
W końcu dotarłam do "79". Przy okazji zaniepokoiły mnie gromadzące się na niebie burzowe chmury... W końcu dostrzegłam błyskawicę. Nie ma to tamto, trzeba się gdzieś schować i to przeczekać. Zatrzymałam się na przystanku autobusowym w Rudawie. W końcu lunęło. Próbowałam jakoś osłonić siebie i rower plandeką... Gdy deszcz trochę zelżał, przeniosłam się na drugą stronę drogi pod daszek sklepu.


(Czekam pod sklepem... Pada i pada...)

Zastanawiałam się, co robić... Nad rejonem, do którego zmierzałam, nie było deszczowych chmur, więc postanowiłam pociągnąć do Tenczyna, ale 10 km przed celem znów zaczęło padać, więc zdecydowałam, że zawracam. Ubrałam się w ciuchy p-deszcz i popedałowałam w stronę Krakowa. Niestety czekając pod sklepem, niechcący uszkodziłam lusterko, które ostatecznie odpadło na postoju na stacji benzynowej po drodze... Dalsza jazda bez lusterka była mocno ryzykowna, ale nie miałam wyjścia.
I znów "rosyjska ruletka" na odcinku Modlniczka--przedmieścia Krakowa... Potem trochę nerwówki, bo GPS mi szalał i nie mogłam znaleźć właściwej drogi. Wreszcie się udało.
A teraz zapowiadane w tytule i na początku posta "coś jeszcze"... Jadąc autem do Rzeszowa poczułam solidny ból szyjnego odcinka kręgosłupa. Mam z nim problemy w sumie od dość dawna, ale tak jak wtedy nie bolał mnie jeszcze nigdy. Tak samo nasuwał mnie na autostradzie A4 między Rzeszowem a Krakowem. No i dzisiaj się okazało... Zgubiła mnie praca w łóżku z laptopem na brzuchu (moja ulubiona pozycja do pracy) i... pozycja na rowerze. Fotel mam ustawiony tak, że aby dobrze widzieć drogę, muszę przyciągać brodę do klatki piersiowej. I teraz sobie wyobraźcie np. brevet 200 km, 10 godzin jazdy w takiej pozycji... I trochę tych brevetów było... Martwię się, i to bardzo, o dalsze losy mojej poziomej przygody. Będę musiała iść do lekarza, a poza tym wypionować fotel w poziomce. O ile w ogóle on jest dobrze wyprofilowany, a mam wątpliwości... Starałam się dzisiaj nie przyginać karku i trzymać brodę wyżej, opierając głowę na zagłówku, ale nie było to zbyt wygodne, poza tym patrzyłam wtedy bardziej w niebo. Obawiam się, że lekarz powie, iż poziomka absolutnie powinna zniknąć z mojego życia. Jak sobie pomyślę, że mogłoby tak się zdarzyć... to płakać się chce. Kocham rowery, zwłaszcza poziome. Gdybym musiała się przesiąść z poziomki na piona, to zrobię to, bo nie wyobrażam sobie życia bez roweru. Tylko wówczas nici z brevetów, bo nie wytrzymam 200 km na siodełku. Tekst "Dupa mnie boli" z Kaszebe Rundy pobrzmiewa w mojej głowie ;)
Jeśli ktokolwiek to czyta...to niech westchnie ku Górze, jeśli wierzy w Tego, kto tam zasiada, albo choć pośle mi wiązkę pozytywnej energii. Żebym doprowadziła szyję do kultury i nie musiała rezygnować z roweru poziomego...




komentarze
Makenzen
| 21:49 poniedziałek, 4 czerwca 2018 | linkuj Dziękuję jeszcze raz :) Mam zagłówek, ale jak się o niego opieram, patrzę bardziej w niebo niż na drogę... Mam w rowerze trzy opcje ustawienia fotela, ale różnice są raczej nieznaczne... SPD-ów się boję... Gimnastykę jestem gotowa wdrożyć, mam przy okazji trochę sadełka do utylizacji ;) Niemniej najpierw byle się dostać do jakiegoś dobrego medyka... Pozdrawiam :)
Jurek57
| 20:14 niedziela, 3 czerwca 2018 | linkuj Do doktora owszem pójdź ... !
Ale najpierw pokombinuj z ustawieniem "leżanki". Pomyśl może o jakimś zagłówku. SPD i ich ustawienie mają wpływ na pracę różnych mięśni. Może to ... ? Ale zapytaj lepiej o to starych "poziomkarzy". Gimnastyka mimo wszystko nie zaszkodzi , wzmocnisz mięśnie
I nie przejmuj się zbytnio swoją "krzywizną" puki masz cel do zdobycia ! :-)
powodzenia !
Makenzen
| 10:10 niedziela, 3 czerwca 2018 | linkuj Dziękuję, Jurku, za Twój komentarz :)
U mnie sprawa jest skomplikowana... Mam wszystko totalnie krzywe z racji krótszej lewej nogi. Ból karku to nie taki ogólny ból całej szyi, tylko uczucie kłucia w dwóch czy trzech miejscach. Obawiam się, że tworzą się już jakieś zmiany zwyrodnieniowe... Tak czy siak pierwsze, co powinnam zrobić, to iść do lekarza, co zresztą zamierzam uczynić :) Pozdrawiam!
Jurek57
| 05:58 niedziela, 3 czerwca 2018 | linkuj Czyta , czyta ... od czasu do czasu :)
Mnie wprawdzie do "poziomki" daleko ale mam kolegę który takową ma i sobie chwali.
Co do bólu karku ... to rzecz normalna.Podobnie się ma sprawa z jazdą na "szosie".
Dłuższe dystanse pokonujemy rzadko i zadzieranie głowy lub opuszczanie jej do piersi to mimo wszystko pozycja "nienormalna". Więc musisz wprowadzić trochę gimnastyki by go wzmocnić. Na pewno pomoże !
A co do Twojego rekordu dystansu ?
250 za rok będzie 350. A za dwa walniesz maraton np.1000 Jezior i 610.
Tak się to kończy ... :)
powodzenia ... :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!