Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wycieczka do Wilgi - dłuższa, niż planowałam

Niedziela, 19 sierpnia 2018 | dodano: 25.08.2018
Uczestnicy

W tę słoneczną i upalną niedzielę wybrałam się na wycieczkę do Wilgi w celu pochwalenia się Dziaśkowi moim (już nie takim) nowym rowerkiem i miłego spędzenia czasu w dobrym towa... ee... rowerzystwie. O 10.00 zatem wyruszyłam w kierunku Gassów, aby przedostać się promem na drugą stronę Wisły. Dziasiek też miał ruszyć od siebie o 10.00 i mieliśmy się spotkać na trasie, ale nie spodziewałam się, że będzie już na mnie czekał od dobrego pół godziny w Gassach. Po drodze zatrzymałam się na chwilę w Konstancinie przy dawnej wytwórni papierów toaletowych (które bywają naprawdę wartościowe zwłaszcza gdy są towarem deficytowym), chusteczek do nosa itp. Metsä Tissue. Zrobiłam sobie tam pamiątkowe selfidło - oto i ono:



W miejscu tym onegdaj pracował doktorower, który ogarnia rozmaite problemy moich rumaków, jeżeli takowe wystąpią.
W końcu dotarłam do promu, a tam już na mnie czekał Dziasiek. Pojechaliśmy do Karczewa do sklepu (otwartego pomimo święta Matki Boskiej Nieczynnej), gdzie zaopatrzyłam się w bułki i parówki, a następnie kawałek drogą wojewódzką 801, z której zboczyliśmy w kierunku wiosek Siedzów i Mariańskie Porzecze. Po drodze złapał nas deszcz, a że nie miałam nic przeciwdeszczowego, z nadzieją wypatrywałam jakiegoś miejsca, w którym można by było ten mokry armagiedon przeczekać. I znalazłam:


(fot. Dziasiek)

Deszcz popadał może z 15 minut i w końcu dotarliśmy do Wilgi. Po szybkim załatwieniu przez Dziaśka ważnych spraw udaliśmy się na kąpielisko. Jako że jest lato, i to wyjątkowo piękne, bo wyjątkowo ciepłe (cudownie!), to nie wyobrażam sobie nie skorzystać z tego dobrodziejstwa natury, jakim jest woda, w której można się kąpać. Plażowanie przeplatane pływaniem to (bez)czynność, którą uwielbiam na równi z jazdą rowerem.


Akwen "Morskie Oko" w Wildze

Kiedy już zakończyliśmy wodne szaleństwo, dołączył do nas Mototramp.



Pojechaliśmy razem do "city", aby coś zjeść, i o 18.30 ruszyliśmy w drogę powrotną. Zapowiadał się długi powrót, bo się okazało, że linia kolejowa jest w remoncie i nie jeżdżą pociągi, najbliższa możliwość "wsiąścia" do pociągu nie byle jakiego jest w Pilawie, 30 km od Wilgi. Pierwotnie miałam jechać właśnie do Pilawy, ale Mototramp podkusił, żebym wracała rowerem do samej Warszawy, bo do Pilawy jest połowa dystansu. Dziaśka nie trzeba namawiać na takie wycieczki, a i ja miałam ochotę zrobić porządną trasę, więc decyzja była szybka i jednoznaczna.
Mototramp towarzyszył nam do Osiecka, dalej pojechaliśmy już sami. Trasa była piękna, niby to Mazowsze takie nudne i płaskie, a tu się okazuje, że wcale nieprawda.



Całkiem niedaleko od Warszawy, w promieniu 50-60 km można znaleźć naprawdę ładne widoki, porządne asfalty, ciszę i spokój gasnącego dnia. Tak w ogóle to ja tak cholernie nie chcę mieszkać w Warszawie, ciągnie mnie do przyrody, lasu, wody, od dziecka marzę o tym, by mieszkać na wsi. J**ć miasto!
Do Warszawy dotarliśmy ok. 23.15, Dziaśka czekał jeszcze powrót do Wilgi, a ja popedałowałam do domu.
A tymczasem już za tydzień (bo opis tej wycieczki sporządzam z tygodniowym poślizgiem) będziemy już w drodze do Czech! Nie mogę się doczekać!!!




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!