Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Kaszëbszczë pedałowanie po raz trzeci

  • DST 200.00km
  • Czas 10:50
  • VAVG 18.46km/h
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 czerwca 2019 | dodano: 03.06.2019

Jak wczoraj wieczorem siedziałyśmy z koleżanką w hotelowym pokoju w Kościerzynie (właściwie to siedziała tylko Katrina, a ja leżałam), zagadał do mnie na Messengerze nasz wspólny poziomkowy znajomy i zadał pytanie, co słychać u K. A słychać było, jak pracują jej trybiki pomiędzy uszami, bo akurat się zastanawiała, jak zacząć relację z Kaszebe Rundy na Bikestats. I dziś, kiedy ja zasiadłam do spisywania relacji, stanęłam w obliczu tego samego problemu: jak zacząć? Właściwie to już zaczęłam. :-)
No więc w sobotę rano K. przyjechała po mnie i mój rower, zapakowałyśmy się i ruszyłyśmy w drogę. To była znakomita decyzja, żeby ruszyć jak najwcześniej, bo już o 15.30 byłyśmy w Kościerzynie i poszłyśmy na suty obiad, a potem musiałam pojechać do sklepu sportowego, by kupić nowy licznik, bo stary mi się popsuł.
Po drodze złapała nas taka ulewa, że samochody zamieniały się w amfibie. Schowałyśmy się pod dachem myjni samochodowej, ale deszcz tak zacinał, że schronienie nie było w 100% skuteczne.
Na szczęście ulewa wkrótce ustała, i to tak, jakby ktoś w mgnieniu oka zakręcił kran.
Katrina pojechała do hotelu, a ja miałam do załatwienia jeszcze jedną sprawę i spotkanie z koleżanką, więc do bazy przyjechałam później. Kiedy montowałam nowy licznik do roweru, nadjechał Mikrobi (już zaczęłam się zastanawiać, czy się nie wycofał... Z ekipy wypadły nam bowiem dwie osoby, a M. dość długo się nie zjawiał). Pomógł mi uporać się z licznikiem i pojechaliśmy jeszcze raz na rynek, by coś podjeść.
W rezultacie spać się położyliśmy po północy, a miałam ambicje, żeby ustalić capstrzyk na 22.00, bo następnego dnia... „Godzina piąta minut trzydzieści, kiedy pobudka zagraaaałaaa...”, czyli absolutnie niechrześcijańska godzina, o której należało wstać, bo start w tym roku był wcześniej - o 6.30.
W tym roku znów nam się udało wystartować w pierwszej grupie. Start się nieco opóźnił, ale w końcu ruszyliśmy w drogę. Ja od początku grzałam ile sił w nogach, jak się potem okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo szybko się wypstrykałam z tych sił. A trzeba dodać, że w tym roku zadanie miałam utrudnione z kilku powodów. Pierwszy i najważniejszy jest taki, że w połowie stycznia nadwyrężyłam staw biodrowy i do dziś mnie on boli - to już cztery i pół miesiąca! Nie mogę biegać i zbytnio tego stawu forsować, ale na rowerze jeżdżę, bo na krótkich dystansach, powiedzmy do 50 km, rower temu biodru nie szkodzi, a ponadto nie lubię, jak mnie coś ogranicza. Inne powody to pewne niedostatki techniczne w moim rowerze i mój niewielki „staż”, jeśli chodzi o dalsze wycieczki rowerowe w tym roku. Wiadomo, biodro. I brak czasu też. Ale Kaszebe Runda musi być!
Na 30. kilometrze trasy był pierwszy bufet - w Borsku. Tam spotkałam Katrinę, która przyjechała jakieś 10 min przede mną, a niebawem dobił do nas Mikrobi. Zjadłam naleśnika, dwa kawałki wędzonej ryby i trzy kawałki ciasta. K. rzuciła propozycję, abyśmy dalej jechali razem, ale wkrótce razem jechaliśmy tylko ja i Mikrobi, a K. odpaliła rakietę i tyle ją widzieliśmy.
Po kolejnych 30 kilometrach osiągnęliśmy wieś Laska i zatrzymaliśmy się w tamtejszym bufecie. W zeszłym roku, gdy dotarłam do Laski, praktycznie nie było już co zjeść, wszystko przetrzebione przez „szoszonów”. A tym razem zostało nawet sporo ciasta i arbuza. A tu po chwili nadciągnęła... Katrina. Okazało się, że między Borskiem i Laską jest jeszcze jeden bufet, który... przegapiliśmy. Fajnie się tak jedzie i gada, kilometry nie wiadomo kiedy nawijają się na koła. A i coś przegapić łatwo. Ale i tak bym się nie zatrzymywała na tym bufecie w Leśnie.


Skoro to Laska... to musi być i laska. ;-)


Ruszyliśmy w trójkę w dalszą trasę, ale znów się rozdzieliliśmy, Mikrobi został gdzieś z tyłu, a Katrina wypruła do przodu. O tym, że zgubiłam Mikrobiego, zorientowałam się, kiedy trasa odbijała z tego odcinka ze ścieżką rowerową i zakazem jazdy rowerem (zawieszonym na dzień Kaszebe Rundy) w lewo w malowniczą wąską dróżkę przez las. Potem wyjeżdżało się na drogę główną w miejscowości Babilon i tą drogą (której nie cierpię, bo jest zbyt ruchliwa) jechało się niemalże do Bytowa, z „dużym” (obiadowym) bufetem w Lipnicy po drodze. Tam właśnie spotkałam Katrinę. Kiedy zsiadałam z roweru, niemal stanęły mi świeczki w oczach - biodro zaczęło protestować mniej więcej od 50. kilometra, ale dopiero jak zsiadałam z roweru, to poczułam je na maksa. Praktycznie cały czas robotę robiła lewa, sprawniejsza noga. Taki ze mnie w ogóle osobliwy twór, że niby jestem praworęczna, bo piszę prawą, ale dużo silniejszą i bardziej umięśnioną mam lewą stronę ciała, ponadto są czynności, które potrafię wykonać tak samo sprawnie zarówno prawą, jak i lewą ręką, a niektóre w ogóle robię tylko lewą, bo prawą nie umiem.
Ale wróćmy do meritum. Na obiad był ryż z takim samym sosem z rodzynkami jak w zeszłym roku. Nie lubię ryżu, ale opędzlowałam całą michę tej brei, całe szczęście, że to nie kasza gryczana.
Kiedy już się zbierałyśmy do odjazdu, nadjechał Mikrobi i zameldował, że za nim chyba nie jedzie już nikt.
Ruszyłam w dalszą drogę, niebawem dogoniła mnie K. i tak sobie jechałyśmy razem aż do skrętu w prawo na 140. kilometrze trasy. Tam zaczęła się już bardziej pagórkowata i zdecydowanie bardziej atrakcyjna od tej drogi na Bytów część trasy. Ledwie ujechałyśmy jakiś niewielki odcinek od tego zakrętu, a tu dogonił nas Mikrobi. Tak sądziłam, że po tym obiedzie dostanie szwungu i nas dogoni. K. żartowała, że pewnie najadł się grochówki.
Górki, pagórki, jeziorka, lasy, wiatrołomy i beznadziejna momentami nawierzchnia - tak wyglądało kolejne 40 km trasy. Jechaliśmy już całą trójką razem, gadając po drodze. Co się oddaliłyśmy z K., M. nas po chwili doganiał, aż powiedziałam, że zaraz mu odetnę tę kroplówkę z grochówką. Wreszcie osiągnęliśmy bufet w Półcznie. Chciałam go ominąć, ale K. mnie namówiła, żeby na nim stanąć - i warto było, bo były tam lody. :-) Zsiadając z roweru, znów jęknęłam z powodu tego cholernego biodra. Przy okazji, na słupie przy tym bufecie wisiała tablica z napisem „Punkt rozpłodowy ogiera rasy sztumskiej” - organizatorzy zadbali o wszystko co do detalu. :-D
Pozostałe bufety postanowiłam już ominąć. Chciałam zaoszczędzić na czasie, bo się obawiałam, że przez to biodro nie zdążę na metę, która była czynna do 18.00. Przed nami był jeszcze najbardziej hardkorowy podjazd, tam, gdzie zwyczajowo gra kapela, ale tym razem zwinęła się już wcześniej i nie było nam dane jej usłyszeć...
W Sulęczynie K. i M. zjechali do bufetu, a ja poturlałam się dalej. W Stężycy za zakrętem postanowiłam poczekać na pozostałą dwójkę, która wkrótce dołączyła i ostatnie 10 km pokonaliśmy już razem, osiągając metę ok. godz. 17.30.
A na mecie tradycyjnie medal, zimne piwko i dyplom. I oczywiście szama. I posiedzenie na rynku pod parasolami i dzielenie się na świeżo wrażeniami.
Bo Kaszebe Runda to niezapomniane przeżycie! Udział w niej już się stał moją tradycją. Jak Bóg da i partia pozwoli, może w przyszłym roku nieco poprawię mój czas... Może biodro będzie w lepszej formie - oby, bo mnie już niemiłosiernie wkurza to, że boli już tyle czasu. No i może rower też będzie w lepszym stanie. :-)


Triumf Makenzi i antybohater dnia, czyli prawy staw biodrowy na pierwszym planie.


Jasne pełne w pełni zasłużone!



Tercet Wielce Egzotyczny. Od lewej: Katrina "Znikający Punkt", autorka niniejszej relacji i Mikrobi "Mr Grochówka".

PS Do Dziaśka: Co roku się odgrażasz, że weźmiesz udział w Kaszebie, no to teraz już nie ma bata, za rok jedziesz z nami! :-)




komentarze
Makenzen
| 20:33 wtorek, 11 czerwca 2019 | linkuj Dzięęęęki! :-)
nahtah
| 18:35 wtorek, 11 czerwca 2019 | linkuj Podziwiam, niezły dystans brawo. Druga fot wymiata.;)))
Makenzen
| 14:42 sobota, 8 czerwca 2019 | linkuj Trzymam za słowo :-)
Dzięki! Miło, że ktoś w ogóle czyta te moje wyklawiaturzyny i jeszcze je docenia :-) Dzięki raz jeszcze!
Dziasiek
| 08:07 sobota, 8 czerwca 2019 | linkuj Jak Bóg da i partia pozwoli - to jadę.

Świetnie się Ciebie czyta ;))) Gratulacje.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!