Patriotycznie
-
DST
66.64km
-
Czas
03:39
-
VAVG
18.26km/h
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
W kwietniu 2014 r. zaczęłam biegać, a 21 czerwca tego samego roku
wystartowałam w swoim pierwszym biegu na 5 km - Biegu Palmirskim. Data
nie była przypadkowa, bo 21 czerwca 1940 r. w Palmirach rozstrzelano
m.in. polskiego olimpijczyka Janusza Kusocińskiego.
Obecnie z uwagi na problemy ze stawem biodrowym nie mogę biegać, więc niestety w tegorocznej edycji Biegu Palmirskiego nie wezmę udziału, ale jako że w boju biodro vs rower wygrywa rower, zapragnęłam w tym roku nawiedzić cmentarz wojenny w Palmirach, jadąc tam na mojej białej strzale. Planowałam ten wypad na 22 czerwca, ale mi się przypomniało, że ten dzień mam już zajęty, więc zupełnie spontanicznie wpadłam na pomysł: skoro nie mogę 22 czerwca, to pojadę dziś! Chwilę po 15.00 wsiadłam na rower i ruszyłam w stronę Kampinoskiego Parku Narodowego. Kiedy skręciłam z krajowej "7" w lewo, najpierw wpakowałam się w kocie łby, a później w piaszczyste leśne ścieżki. A wszystko to zawdzięczam cudownej nawigacji Mapy.cz!
Piach, piach i jeszcze raz piach. W większości na szczęście dało się tamtędy przejechać, ale w wielu miejscach po prostu grzęzłam, żując przekleństwa. W końcu jednak dotarłam do asfaltu i dojechałam do wsi Palmiry. Sprawdziłam w mapach Google, gdzie jest cmentarz i okazało się, że muszę dokręcić jeszcze ponad 5 km. No to w drogę. Do cmentarza prowadzi prosta asfaltowa droga, ta sama, którą biegłam 5 lat temu. Jadąc tą trasą, myślałam sobie: Jejku, to ja taki szmat drogi przebiegłam? :D Miałam wtedy czas nieco ponad pół godziny, do mety dobiegłam wykończona. W drogę powrotną do miejsca startu byliśmy odwożeni wojskowymi samochodami na pace, fajne doświadczenie. Ech, wspomnienia. Tak by się chciało znów móc biegać.
--
Tu można poczytać co nieco o tym tragicznym miejscu:
Większość ofiar spoczywających na palmirskim cmentarzu jest nieznana...
Wracać postanowiłam już wzdłuż "siódemki", spodziewałam się tam jakiejś opcji pozwalającej nie jechać samą szosą. Na szczęście obok biegła droga techniczna, ale dość mocno uczęszczana i miejscami wąska, zbyt przyjemnie się tamtędy nie jechało. Miałam wrażenie, że co cwańsi kierowcy postanowili skorzystać z tej drogi, by nie stać w korku, który miejscami się tworzył.
To ogólnie było bardzo dobre zakończenie weekendu. Teraz przede mną robota do porzygu, włącznie z Bożym Ciałem, więc rower tylko do i z pracy. Byle do zlotu rowerów poziomych. :-)