Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Pierwszy dzień zlotu: śladami Hubala

  • DST 50.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 czerwca 2019 | dodano: 03.07.2019

Wieczorem poprzedniego dnia nadeszła ta jeszcze gorsza wiadomość, o której pisałam w poprzedniej relacji, toteż na trasę pierwszego dnia zlotu wyruszałam w podłym nastroju.
Ale wracajmy do tematu. Pogoda na rower była idealna - słonecznie, ale bez wysokich temperatur (momentami było mi wręcz zimno, nastawiłam się na upały i nie wzięłam na drogę nic z długim rękawem ani nogawkami). Najpierw pojechaliśmy nad Pilicę, gdzie zrobiliśmy krótki postój - tak krótki, że gdy poszłam tam, gdzie król piechotą, to w tym czasie grupa pojechała dalej beze mnie. Na szczęście nie byłam jedyną osobą, która się zagapiła, chwilę po tym, jak ruszyłam samotnie w dalszą drogę, napatoczył się Drzimi. A potem napatoczył się samochód, którego kierowca poinformował nas, że widział po drodze grupę. No to pognaliśmy z Drzimim jej śladem. Pozostali czekali na nas na skrzyżowaniu i potem już razem pojechaliśmy do Studziannej (Studzianny?), gdzie jest sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej. Byłam tam już kiedyś w ramach rowerowej pielgrzymki do Częstochowy.
Potem udaliśmy się na miejsce, w którym zginął major Henryk Dobrzański "Hubal":



A następnie na obiad do miejscowości Fryszerka, w której mieści się jadłodajnia rybna. Gorąco polecam to miejsce! Pyszna rybka wprost z wody rzucona na patelnię, świeżutka, w chrupiącej panierce - palce lizać!!!
Po obiedzie jeszcze kilka(naście?) kilometrów pedałowania i znaleźliśmy się w Spale. Część zlotowiczów postanowiła pojechać jeszcze do wsi Jeleń, gdzie się znajduje bunkier kolejowy z czasów II wojny światowej, niezagospodarowany w przeciwieństwie do tego w Konewce. Ja już byłam zmęczona i zdołowana tym mailem z wczoraj, więc mi się nie chciało jechać. Tomo zaproponował, byśmy skoczyli tam samochodem, w ogóle okazał mi mnóstwo serducha w tej przykrej sytuacji. Gdy dotarliśmy na miejsce, grupa już kończyła zwiedzanie i zbierała się do odjazdu. Weszliśmy więc do tego bunkra sami, a tam ciemności egipskie. Bez latarki ani rusz, na szczęście ją mieliśmy. Pod koniec tunelu nasze kroki odbijały się echem, miałam wrażenie, że ktoś tam jest oprócz nas. Brrr.





Na końcu tunelu wyszliśmy przez mały prześwit i wróciliśmy już zewnętrzną stroną. Bunkier jest porośnięty dywanem mchu, a rosnące obok drzewa płożą się po nim, wrastają w beton, klimat jak z Tolkiena. Super!



Wracając, spotkaliśmy wracającą na rowerach ekipę, było zabawnie, bo co poniektórzy ścigali się z nami, zajeżdżali drogę, było z czego się pośmiać. A wieczorem ognisko nad Pilicą. Gdy z niego wracaliśmy, w zagajniku obok nagle rozległo się ostrzegawcze CHRUM! - dzik chrumka znacznie głośniej od zwykłej świni i jest znacznie mniej przyjemny niż ona :-)




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!