Zlot Rowerów Poziomych Białystok - dzień 1
-
DST
89.79km
-
Sprzęt Niebieściuch (a.k.a. duży niebieski)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tegoroczny zlot rowerów poziomych to mój jubileuszowy zlot, bowiem w tym roku mija 10 lat, odkąd jeżdżę na poziomce, a we wrześniu 2011 r. odbył się pierwszy zlot poziomek z moim udziałem (w Turawie). Dlatego też wymarzyłam sobie, by ten zlot był godny tego jubileuszu. I przerosło to moje oczekiwania.
Tego dnia była zaplanowana wycieczka do Kruszynian. Wyjechaliśmy z Białegostoku drogą w kierunku Supraśla, tam się zatrzymaliśmy na przydrożnym parkingu, a jak ruszyliśmy w dalszą drogę, złapałam gumę w obu kołach naraz. To naprawdę trzeba mieć talent! Albo dubeltowego pecha. A stało się to tak: jechałam bardzo szybko i zbyt późno zauważyłam uskok przy wjeździe na ścieżkę rowerową, no i już nie zdążyłam tego ominąć. Za mną jechał kolega, który pomagał mi zmienić dętki, a gdy to robił, ja w tym czasie zadzwoniłam do organizatora, że mam problem. Organizator zaś powiedział, że przyśle po mnie samochód z przyczepą, który podrzuci mnie do Poczopka - miejscowości oddalonej o 10 km od Krynek, a 20 od Kruszynian. Jest tam duży, wygodny parking i tam został zaplanowany kolejny postój. Niebawem przyjechał po mnie samochód, rower poszedł na przyczepę, a ja do środka. W Poczopku chłopaki zmienili mi drugą dętkę i już na własnych dwóch kołach dojechałam do Kruszynian.
W Kruszynianach mieszka niewielka społeczność tatarska, jest tam też meczet, który zwiedziliśmy. Tatarzy na szczęście nie wymagają od kobiet chodzenia w hidżabach, ale do meczetu wchodzi się na bosaka i w długich spodniach, więc uczestnicy zlotu poprzebierali się w co tam mieli - spodnie przeciwdeszczowe (a tego dnia był upał!), czy jakieś inne galoty. Zobaczyłam, że jeden kolega owija się jakimś materiałem, więc zaproponowałam mu, że mu pożyczę spodnie p-deszcz.
Wewnątrz kustosz opowiedział nam dużo ciekawostek na temat Tatarów i islamu, a ma chłop gadane, oj, ma! Po wyjściu z meczetu kolega oddał mi spodnie, mówiąc: "Niech ci Allah w kilometrach wynagrodzi!". Hehe.
Następnie pojechaliśmy na obiad do Krynek, a po obiedzie wróciliśmy do Białegostoku. Większość trasy jechałam sama, bo grupa się rozprzestrzeniła. Ale to nie szkodzi. Jechałam sobie i kontemplowałam piękno krajobrazu. Szosa przez Puszczę Knyszyńską jest niesamowita! Po jednej stronie las, po drugiej las, widok naprawdę zachwycający. A kilometry same się nawijały na koła. Jadąc, myślałam sobie tak: A gdyby tak na jeden dzień zamienić się ze Stevenem Tylerem na życia... To on w tym momencie cisnąłby pod górę na poziomce... Chciałabym to zobaczyć :-))) A ja w tym czasie? No nie wiem, może bym naparzała jakiś koncert?
Szczęśliwie udało się dotrzeć wcześniej do Kruszynian i potem do Białegostoku bez przygód. W Poczopku okazało się bowiem, że mam przeciętą oponę... Ta opona jednak dała się we znaki kolejnego dnia. Ale o tym w osobnym wpisie. Tymczasem parę zdjęć:
Koniec świata osiągnięty ;-)
Wnętrze meczetu - Koran (z lewej) i kazalnica (z prawej)
Meczet z zewnątrz