Trochę mi się nudziło... ;-)
-
DST
67.28km
-
Sprzęt Niebieściuch (a.k.a. duży niebieski)
-
Aktywność Jazda na rowerze
W połowie dnia dread na głowie zjeżyła mi informacja, że Fredowi znów złamała się rama... No co za cholerny, śmierdzący pech! Późnym popołudniem wsiadłam na rower, bo chciałam sobie zrobić krótką wycieczkę... Taaa... Cytując klasyka: jak do tego doszło, nie wiem ;-)
Podczas postoju w okolicach cmentarza przy ul. Izbickiej w Radości sprawdziłam fejsa... A tam CUD! Fred opublikował to:
Wydało mi się to wprost niewiarygodne! Ruszyłam dalej i normalnie aż wrzasnęłam z radości! Znów znaleźli się dobrzy ludzie, którzy zawieźli Freda wraz z rowerem do spawacza, tam od ręki rower został naprawiony... Więcej tu: KLIK!
Jadąc, tak sobie myślałam, że z jednej strony Fred ma niesamowite szczęście, że w swoich pechowych sytuacjach zawsze trafia na ludzi dobrej woli i otrzymuje pomoc, a z drugiej ma ogromną wolę walki, instynkt przetrwania, a jednocześnie jest niepoprawnym optymistą. Zresztą jak się wyrusza w podróż rowerem przez pół Europy, to trzeba mieć odpowiednie zaplecze psychiczne... Ja już myślałam, że nie ma rady, trzeba zapakować szczątki roweru do pudła i wysłać do Francji, a samemu wsiąść w samolot i ruszyć w ślad za tym... A tu taka niespodzianka, normalnie cud!
Ostatnio też naszła mnie taka refleksja: tak właściwie to po co na świecie są kobiety? Wiadomo, to one, nie mężczyźni, rodzą dzieci, a tak poza tym? Mężczyźni przeważnie znają się na różnych technicznych sprawach, to przede wszystkim oni są wynalazcami i odkrywcami, poza tym im się więcej wybacza i ogólnie - moim zdaniem - jest im w życiu łatwiej. To refleksja z wczoraj. A dzisiaj, jadąc (podczas samotnych jazd rowerem dużo myślę... Zresztą ja w ogóle dużo myślę), pomyślałam tak: kobiety są (m.in.) po to, żeby w takich rzeczach, jak przygody Freda, widzieć tę mistyczną stronę. Jeden kolega, który pomagał Fredowi naprawić rower, napisał na FB, że "skoro
pękło gdzieś, trzeba sobie odpowiedzieć na jedno pytanie wymagające
tylko nieco logiki: czemu ma nie pęknąć drugi raz, zaraz obok. (...) Tu trzeba zmniejszyć obciążenie, inaczej nic nie ma sensu". Czysta kalkulacja. A dla mnie tu są ważne emocje, których doświadcza Fred, kiedy błyskawicznie otrzymuje pomoc, i których doświadczają ci, którzy mu tej pomocy udzielają. Metafizyczny wymiar podróżowania rowerem, kontakt z naturą, niezwykłość spotkań. To, co się rozgrywa w człowieku w środku w momencie doświadczania różnych aspektów przemieszczania się.
No i tak sobie jechałam, aż dojechałam... do Celestynowa. Chciałam trafić do Karczewa i przepłynąć promem na drugą stronę Wisły, ale coś mi się pokićkało, pobłądziłam trochę po tym Celestynowie, a później na mapie zobaczyłam, że Karczew już dawno minęłam... Odszukałam drogę na Otwock, więc kawałek przejechałam tą samą trasą, którą dotarłam do Celestynowa, ale dalej pojechałam już trochę inaczej.
Po drodze było szybkie połączenie z Centralą w sprawie Freda ;-) o dobrą dalszą podróż dla niego bez przykrych przygód...
Dziś był po prostu wymarzony dzień na rower! Ciepło, ale nie gorąco, bez wiatru, jechało się rewelacyjnie! Taki plus chwilowej posuchy w robocie. Oby chwilowej, mam nadzieję, że to tylko sezon ogórkowy, a nie kłopoty firmy.
Howgh!