Popłynęli koledzy w rejs...
-
Sprzęt Wheeler 4700 vel Złomek
-
Aktywność Jazda na rowerze
...a raczej pojechali w trasę. Dzisiaj Storm i Gemsi opuścili Szczecin, do którego uprzednio przetransportowali swoje rowery i ciała, a ja siedzę w domu na przymusowym bezrowerzu i... rozkoszuję się faktem, że w poniedziałek... (ci, co mają wiedzieć, wiedzą), jupiii! :D
Ale, żeby nie było tak różowo: moje kolano nadal skutecznie uniemożliwia mi realizowanie rowerowej pasji i działania zmierzające do powstrzymania efektu jojo (ale na szczęście mogę pływać, więc planuję wykupić sobie karnet na basen). A było tak. W ubiegłą sobotę jechałam na imprezę do kolegi i postanowiłam spróbować wsiąść na rower. Wzięłam go do tramwaju i przejechałam nim odcinek od hal Banacha na Okęcie. Niby OK... ale potem w trakcie imprezy kolano zaczęło boleć. A w nocy z soboty na niedzielę rozbolało na dobre, i to tak, że nie mogłam sobie znaleźć żadnej dogodnej pozycji. Dlatego też zdecydowałam, że zgodnie z radą Storma pojadę do szpitala na Lindleya, nie czekając do USG, które miałam zaplanowane na wtorek.
W szpitalu lekarz obmacał mi nogę i wysłał na RTG. Wreszcie, bo na Solcu mi nie chcieli go zrobić, chociaż latałam tam z tym kolanem chyba z 5 razy. Zdjęcie oglądał inny lekarz i nie stwierdził nic niepokojącego w kościach, ale powiedział, że to normalne, że przez jakieś 6 tygodni boli i tak samo jak ci z Solca zalecił żel i zimne okłady. Musiałam się dopytywać o to, co ja w końcu w tym kolanie mam, na co usłyszałam, że naderwaną torebkę stawową. Gdy zapytałam: "Mam nadzieję, że nie będzie potrzebne żadne usztywnienie?", odpowiedział: "Gdyby było potrzebne, już dawno miałaby pani je założone". No, nie byłabym tego taka pewna...
Minęły 2 dni i nadszedł czas na długo oczekiwane USG. Po pracy wsiadłam w samochód i mając pół godziny próbowałam się przedrzeć z Ochoty na Grochów. Niestety na Filtrowej natrafiłam na zablokowaną z powodu wypadku jezdnię... no i problem. Z powodu tych zawirowań spóźniłam się na USG 10 minut i lekarka nie chciała mnie już przyjąć, a gdy się dowiedziałam, że następny wolny termin ma za 2 tygodnie, nie wytrzymałam. Szlag mnie po prostu trafił. Żeby nawet prywatna służba zdrowia miała pacjentów tak głęboko w DUPIE?!