Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

W pozycji horyzontalnej ;)

  • DST 10.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | dodano: 08.08.2011

Dnia 8 sierpnia AD 2011 awansem spełniło się marzenie piszącej te słowa: stała się posiadaczką upragnionego roweru poziomego :) (awansem, bo zakup tegoż był planowany na przyszły sezon). Żeby tego było mało, dwie godziny po odebraniu ślicznej, cudnej, miód malina poziomci dowiedziała się, że właśnie otrzymała nową pracę... Ludzie, ludzie, cuda w tej budzie!
Ale po kolei.
O 6.45 zadzwonił budzik. Podekscytowana ubrałam się migiem i pognałam do tramwaju, a pod budynkiem Dworca Centralnego czekał już tomassac z moim nowym przyjacielem. Po chwili też pojawił się Infero i po krótkim instruktażu wsiadania i ruszania spróbowałam swoich sił. Niespodziewanie udało mi się ruszyć od razu, aż się zdumiałam, bo przecież moja próba z czerwca, kiedy usiłowałam ujarzmić Stormowego ogiera, zakończyła się w tym względzie klapą...
Pierwsze przejechane metry były totalną Wielką Improwizacją. Utrzymanie równowagi było dość trudne, a o skręcaniu w ogóle nie było mowy... ale po paru minutach zaczęłam się rozkręcać i w końcu wykonałam kilka ósemek, by następnie przekazać rower w ręce Infera. Widać było od pierwszego "zapedałowania", że jego mięsień sercowy zapałał miłością do rowerów poziomych...
Wstępny plan był taki, że Infero pojedzie Shokbike'iem do mnie do domu, a ja pojadę tramwajem, ale zapragnęłam uczynić to sama. Dosiadłam rumaka przy Marriottcie, skręciłam w Hożą, a następnie pojechałam przez Pl. 3+ i dalej Książęcą w dół i przez park do domu. Chcąc wjechać w moje podwórko niestety przyrżnęłam lewym kolanem w krawędź bramy, jakby temu kolanu było mało wydarzeń... Zniosłam w końcu poziomkę do piwnicy.
Miałam później w planie przejść się do apteki, ale poziomka kusiła... cóż to szkodzi pojechać sobie nią do tej apteki? Wytaszczyłam rower z piwnicy i pojechałam. Po obkupieniu się wsiadłam na niego, by wrócić do domu... ale wróciłam mocno okrężną drogą, albowiem pojechałam ul. Dobrą do Tamki, a potem chodnikiem wzdłuż Wisłostrady do parku i... zrobiła się z tego wycieczka o łącznej długości (łącznej z tą poranną, oczywiście) ca. 10 km. Po drodze spotkałam koleżankę, która na mój widok na poziomce zaniemówiła z wrażenia, a później jeszcze usłyszałam takie oto komentarze przechodniów: "Na tym to dobrze!" i "Ale pani ma super maszynę!". Spuchłam z dumy, aż ugiął się pode mną amortyzator widelca ;)
Spodziewam się, że zaraz na mą biedną głowę posypią się joby z powodu złamania zakazu pedałowania ;) Według lekarza moje bezrowerze ma trwać do przyszłego wtorku, a ja je sobie skróciłam o tydzień... Co na to kolana? Zaraz po powrocie z pierwszej części rajdu dostały zimny okład i nie protestowały, ale po tej drugiej turze, kiedy zamiast powtórzyć operację z okładem pojechałam autem na działkę po mamę, zaczęły pobolewać. Na szczęście bez specjalnych sensacji. Będę żyć ;)
Na koniec jeszcze jedno małe wrażonko: jak wsiadłam do samochodu bezpośrednio po przejażdżce poziomką, mój mózg zgłupiał. Czułam, że cały czas pedałuję, było to podobnego typu odczucie jak to, które się pojawia po zejściu na ląd po morskim rejsie...
A teraz poziomcia sobie śpi w piwnicy i czeka, aż jej nowa właścicielka wróci z urlopu, z - miejmy nadzieję - zdrowszymi kolanami i dobrymi wieściami po wizycie u lekarza, planowanej na 25 sierpnia.




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!