Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Przychodzi baba do lekarza... (odc. 23 478) ;)

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano: 26.07.2011

Byłam dzisiaj na USG i oto co się okazało: powiększona kaletka przedrzepkowa - nieznacznie pogrubiała do 3 mm z cechami niewielkiej ilości płynu oraz cechy ogniskowej chondromalacji II stopnia stawu rzepkowo-udowego. Od razu oczywiście zapytałam o rower, czy jest wykluczony, i usłyszałam: "No nie do końca... ewentualnie stacjonarny i na wysokim siodełku, nie sportowo" i "A ile czasu minęło od wypadku? 3 tygodnie, tak? To ja bym jeszcze sobie darował rower przez 3 tygodnie". I że mam nie kucać, nie klękać, nie schodzić po schodach i nie leżeć ze zgiętymi kolanami. Pytałam również o to, czy będę mogła od października wznowić treningi tańca irlandzkiego i lekarz powiedział, że tak, bo nie ma w nim ruchów skrętnych kolana - choć ja bym tego nie powiedziała...
Najbardziej mnie jednak interesuje, co dalej z rowerem. Mam nadzieję, że po tych trzech tygodniach będę mogła zaryzykować jakąś przejażdżkę po płaskim na niskiej przerzutce i wysokim siodełku...



Popłynęli koledzy w rejs...

Sobota, 23 lipca 2011 | dodano: 23.07.2011

...a raczej pojechali w trasę. Dzisiaj Storm i Gemsi opuścili Szczecin, do którego uprzednio przetransportowali swoje rowery i ciała, a ja siedzę w domu na przymusowym bezrowerzu i... rozkoszuję się faktem, że w poniedziałek... (ci, co mają wiedzieć, wiedzą), jupiii! :D
Ale, żeby nie było tak różowo: moje kolano nadal skutecznie uniemożliwia mi realizowanie rowerowej pasji i działania zmierzające do powstrzymania efektu jojo (ale na szczęście mogę pływać, więc planuję wykupić sobie karnet na basen). A było tak. W ubiegłą sobotę jechałam na imprezę do kolegi i postanowiłam spróbować wsiąść na rower. Wzięłam go do tramwaju i przejechałam nim odcinek od hal Banacha na Okęcie. Niby OK... ale potem w trakcie imprezy kolano zaczęło boleć. A w nocy z soboty na niedzielę rozbolało na dobre, i to tak, że nie mogłam sobie znaleźć żadnej dogodnej pozycji. Dlatego też zdecydowałam, że zgodnie z radą Storma pojadę do szpitala na Lindleya, nie czekając do USG, które miałam zaplanowane na wtorek.
W szpitalu lekarz obmacał mi nogę i wysłał na RTG. Wreszcie, bo na Solcu mi nie chcieli go zrobić, chociaż latałam tam z tym kolanem chyba z 5 razy. Zdjęcie oglądał inny lekarz i nie stwierdził nic niepokojącego w kościach, ale powiedział, że to normalne, że przez jakieś 6 tygodni boli i tak samo jak ci z Solca zalecił żel i zimne okłady. Musiałam się dopytywać o to, co ja w końcu w tym kolanie mam, na co usłyszałam, że naderwaną torebkę stawową. Gdy zapytałam: "Mam nadzieję, że nie będzie potrzebne żadne usztywnienie?", odpowiedział: "Gdyby było potrzebne, już dawno miałaby pani je założone". No, nie byłabym tego taka pewna...
Minęły 2 dni i nadszedł czas na długo oczekiwane USG. Po pracy wsiadłam w samochód i mając pół godziny próbowałam się przedrzeć z Ochoty na Grochów. Niestety na Filtrowej natrafiłam na zablokowaną z powodu wypadku jezdnię... no i problem. Z powodu tych zawirowań spóźniłam się na USG 10 minut i lekarka nie chciała mnie już przyjąć, a gdy się dowiedziałam, że następny wolny termin ma za 2 tygodnie, nie wytrzymałam. Szlag mnie po prostu trafił. Żeby nawet prywatna służba zdrowia miała pacjentów tak głęboko w DUPIE?!



A miało być tak pięknie...

  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 lipca 2011 | dodano: 09.07.2011

Niedawno na forum Warszawskiej Masy Krytycznej została powołana do życia nowa inicjatywa pod nazwą Letni Masowy LajtRower V25, w dwóch wariantach - dziennym i nocnym. Jest ona skierowana do osób preferujących spokojne tempo do 25 km/h. Ponieważ przejazdy w ramach LR odbywają się w dni powszednie, udział w dziennych jak dla mnie odpada, a nocne wchodzą w grę tylko w piątek. Toteż pojechałam sobie wczoraj na Plac Zamkowy, gdzie o 22.00 miała zebrać się ekipa. Siedzę, siedzę i nic. Po Placu kręci się trochę rowerzystów, ale żaden z nich nie przyjechał tam z tą samą intencją co ja...
Wtem dostrzegam dwa silne światła rowerowe pędzące w moją stronę. Ani chybi to ktoś z "naszych"! Jak się okazało, była to "loża szyderców", a nie uczestnicy wczorajszego LR ;) Dowiedziałam się, że w ciągu dnia organizator inicjatywy edytował swój post w temacie LR i napisał tam, że impreza z powodu złej pogody odwołana. Tym sposobem nie miałam szans się dowiedzieć o tym, że piątkowy LR się nie odbędzie... w dodatku odwołanie przejazdu okazało się bez sensu, bo o 22 pogoda na rower była akurat wymarzona. I taka zresztą miała być wg prognoz ICM, ale organizator zapewne tego nie sprawdził...
Wobec tego postanowiłam pojechać do Korsarza i załapałam się na półtora seta koncertu Mordewindów. Spotkałam przy okazji sporo znajomych i przyjaciół, było wspaniale. Po koncercie miałam jeszcze ochotę pośmigać trochę po Warszawie na rowerku, ale uznałam, że wolałabym się jednak wyspać.
Niestety jednak nie było mi to dane, ale o tym za chwilę. W drodze powrotnej przydarzyło mi się coś, czego bym się nie spodziewała w najśmielszych snach: przy trasie W-Z shaltowała mnie policja ;D Cuda na kiju! Na szczęście chodziło tylko o rutynowy rzut oka na mój jednoślad, czy ma całe wymagane prawem wyposażenie, co trwało ze trzy sekundy, po czym zostałam puszczona dalej.
Położyłam się spać, nastawiwszy budzik na 10.00, z zamiarem skorzystania z uroków dnia wolnego. A tu nagle o 6.00 budzi mnie dość konkretny ból prawego kolana. Jak, skąd i po co - nie mam pojęcia, wszak to kolano akurat najmniej ucierpiało w opisanym w poprzednim poście wypadku; ot - trzy marne, blade siniaki i to wszystko. Poleżałam z godzinę i pokuśtykałam do szpitala. Na miejscu musiałam poczekać na lekarza, bo był akurat na obchodzie, więc poszłam sobie kupić gazetę, ale nie byłam w stanie czytać, tak mnie to cholerne kolano rwało. W końcu przyszedł lekarz, obmacał kolano i orzekł, że nie jest to stan zapalny, tylko reakcja na przeciążenie stawu (w końcu na drugi dzień po wypadku znów wsiadłam na rower, a przez ostatni tydzień narobiłam - jak na rekonwalescentkę - w huk kilometrów po mieście) i że - cyt.: "kolanko musi odpoczywać". Czyli co najmniej przez weekend nici z roweru, a rozsądniej by było w ogóle go sobie odpuścić do czasu zaniknięcia obrzęków.
Nic, tylko się czerstwą bułka pochlastać ;)



Nauka fruwania

Piątek, 1 lipca 2011 | dodano: 05.07.2011

Mogę być z siebie dumna. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam OTB (+10 pkt. do cyklozy) ;)
A było tak. Piątek 1 lipca, godzina plus minus 21.40, jadę sobie ulicą Dobrą. Jest już ciemno, siąpi deszcz. Nagle czuję, że zawadzam o coś rowerem, czy może kapotą przeciwdeszczową, nie wiem... zdążam jeszcze kątem oka dostrzec, że jest to bagażnik rowerowy zamontowany na kufrze zaparkowanego na chodniku samochodu. I bęc! - ląduję "na śledzia" na jezdni, wykonawszy uprzednio widowiskowy lot ponad kierownicą (over the bar = OTB). Najwidoczniej właścicielowi feralnego auta bardzo zależało na tym, bym nauczyła się fruwać... Ale nic z tego. Klapnęłam na mokrej jezdni i wbiłam się w asfalt twarzą, a dokładnie brodą i nie stanowiącym części twarzy daszkiem od kasku. Całe zdarzenie widział mężczyzna stojący obok, kto wie, czy nie był on przypadkiem właścicielem tego auta, bo gdy wróciłam w miejsce zdarzenia po odprowadzeniu roweru do domu, samochodu już nie było.
Mniejsza z tym. Facet podał mi chusteczkę, którą wytarłam zakrwawioną brodę, następnie odprowadziłam rower i pobiegłam do szpitala na ostry dyżur. Prześwietlono mi rękę, lewe kolano i głowę, a potem wypisano kwity, że mam podejrzenie złamania kości łódeczkowatej. Zapakowali mi rękę w opatrunek, na szczęście nie gips, i wypuścili na wolność.
Dziś, po czterech dniach po wypadku, ręka ma się całkiem nieźle. Jestem tylko poharatana i mam potężnego siniaka na kolanie.
A teraz będzie apel, a właściwie dwa. Jeden (1) do właścicieli aut, drugi (2) do rowerzystów.
1. Jeśli macie coś na kufrze samochodu, zdemontujcie to, gdy tenże stoi na parkingu, bądź oznaczcie wystające elementy czerwoną szmatą.
2. Nie jeźdźcie zbyt blisko prawej krawędzi jezdni, zawsze można trafić na jakąś niespodziankę typu właśnie jakieś wystające żelastwo albo otwierające się z nagła drzwi samochodu stojącego na parkingu.
Szerokości!