Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:35.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:8.75 km
Więcej statystyk

Z Poziomcią u doktorowera ;)

  • DST 5.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

Wczoraj dosiadłam Poziomci i pojechałam do kumpla na działkę na kiełbę z ognicha, zaś dzisiaj zrobiłam sobie mini przejażdżkę, najpierw do sklepów rowerowych na Nowogrodzkiej, a gdy się okazało, że w żadnym nie mają lusterka doczepianego do kasku, postanowiłam za niewykorzystane pieniądze zrobić porządek z prawym hamulcem (klamka mi się blokowała i coś w niej tarło). Pojechałam więc do Bikemana, a tam się dowiedziałam, że niechętnie przyjmują rowery poziome do serwisu, bo nie mają gdzie ich trzymać. Ale zrobiłam oczy kota ze Shreka i doktorower zgodził się od ręki wymienić mi linkę hamulcową i pancerz (bo to one właśnie były przyczyną problemów z klamką). Przy okazji w rozmowie wyszło na jaw, że klientem Bikemanowego serwisu jest także mój sąsiad, posiadacz poziomego tandemu i velomobila... jaki ten świat mały ;)
Potem, już z nową super linką, pojechałam na Starówkę na lody. W drodze powrotnej zakręciłam się przy słynnym namiocie naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego i usłyszałam jakiś niezrozumiały bełkot skierowany w moją stronę, z którego wychwyciłam tylko słowo "czerwony". Hmmm... czyżby chodziło o kolor Poziomcinej chorągiewki? Że niby niepoprawny politycznie? ;) hyhyhy :)
A tak przy okazji, wymiany wymaga też lewa linka i pewnie coś jeszcze... dwa razy przy dość gwałtownym hamowaniu zarzuciło mi tyłem roweru. Poziomcia się rozwierzgała ;)



Za BeerBusem rower kłusem ;)

  • DST 10.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 sierpnia 2011 | dodano: 27.08.2011

Dawno nic nie pisałam, a miałam już całkiem sporo przygód w trakcie moich wypraw na Poziomci. Wyprawy to może za dużo powiedziane, bo staram się oszczędzać kolana, jednak codziennie staram się zrobić choćby z kilometr. Te dzisiejsze 10 km w opisie wycieczki też chyba jest trochę na wyrost, ale... nie mam licznika (tzn. mam, ale nie chce mi się go zamontować ;)) i nie wiem, ile kręcę każdego dnia. Staram się, by nie było tego za dużo.
Dzisiaj wybrałam się na Poziomci na ognisko pod Mostem Śląsko-Dąbrowskim. Po imprezie pojechałam na Starówkę, a tam spotkałam to:
www.beerbus.pl
Piwny rowerobus akurat ruszał na trasę, napędzany dolnymi kończynami 15-ściorga rozbawionych piwoszy. Postanowiłam im potowarzyszyć. Jechało się miło, pasażerowie beerbusa machali do mnie, dzierżąc w dłoniach browary, więc ja też wyciągnęłam z koszyczka na bidon puszkę Kenigera z biedry i usłyszałam od jednego z uczestników wycieczki: "Jest piwo, jest impreza!".
Potem pojechałam prosto przed siebie, a na Pięknej zawróciłam w kierunku domu. Po drodze usłyszałam kolejny miły komentarz do listy ludzkich reakcji na mój widok: "Chill-outowy rowerek!" :)
I takim oto miłym akcentem skończył się ten w pewnym momencie ciężki dla mnie dzień. Poziomcia rulez!



Park Skaryszewski, lądowanie w błocie i forsowanie kordonu kiboli ;)

  • DST 10.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano: 12.08.2011

Dzisiaj mija równe 6 tygodni od wypadku, więc teoretycznie - wg słów lekarza - mógłby już nastąpić koniec bezrowerza. Pokręciłam więc trochę rano na rowerze stacjonarnym, kolanom nic złego się nie stało. Potem, gdy wylegiwałam się na balkonie, zatopiona w lekturze, przyleciał mały diabełek i szepnął mi do ucha: "idź się spoziom(k)ować... no idź..." ;) No to poszłam. Pojechałam sobie najpierw do Parku Skaryszewskiego, gdzie wpadłam prawą nogą w błoto, a potem jeszcze zrobiłam małą rundkę po parku. A wieczorem - zachęcona brakiem bólu kolan po porannej przejażdżce - znowu, tym razem jednak pojechałam na Podzamcze pod fontanny, potem na Plac Zamkowy, a stamtąd aż do Agrykoli. Po drodze, gdy wtaczałam rower Bednarską pod górę, zagadnęli mnie jacyś ludzie, co daje jazda na poziomce, czy to jest wygodne itd., padały też i inne komentarze - najczęściej typu "O, popatrz!", "Jaki śmieszny rower!", ale raz trafiły się nieco bardziej wyszukane. Otóż jadę sobie przez park na Agrykoli i trafiam na kłębiący się tłum kibiców czekających na wpuszczenie na mecz. No i trzeba było się jakoś przez niego przedrzeć. Toruję więc sobie drogę rurą mojej poziomci (he he he :)) i jadę, aż tu nagle słyszę: "Na jednym kole!" Ale to to jeszcze nic. Kiedy byłam już blisko domu, mijało mnie dwóch kiboli i jeden z nich na mój widok użył niezwykle wyszukanego, świadczącego o szerokich horyzontach umysłowych i nieprzeciętnej elokwencji jednowyrazowego komentarza: "K*rwa!" ;)))
A jutro na Mazury, żagle wzywają! Zaś po powrocie przystępuję do ataku z rehabilitacją, poza tym muszę też kupić mojej poziomci oświetlenie, lusterko i antenę do chorągiewki. Bez tego nie ma mowy o śmiganiu po jezdniach.



No to klops...

Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano: 09.08.2011

Jak w tytule tego posta. Moje lewe kolano pozazdrościło prawemu... i spuchło jak bania. Na 100 % jest w nim woda. A propos wody, to już w sobotę Mazury i 7 dni pod żaglami! Jak to dobrze, że mi chociaż żeglować wolno :)
25 sierpnia idę na USG. To jeszcze szmat czasu, a ja już jak na szpilach siedzę. Do tego wyczytałam w opisie jednej "poziomej" aukcji na Allegro, że sprzedawca pozbywa się roweru, na którym już nie jeździ ze względu na problemy z kolanami. Nie napisał, jakie to problemy, ale z jego bloga wynika, że na pionowcu jeździ nadal. No i nie wiem w końcu, czy to prawda, że pedałowanie w płaszczyźnie poziomej jest zdrowsze dla kolan od pedałowania pionowego... W każdym razie się przestraszyłam, ale z drugiej strony każdy człowiek jest inny, kolano kolanu nierówne, więc trzeba mieć nadzieję, że jeśli nawet przyjdzie mi zrobić sobie kilkumiesięczny odpoczynek od roweru, to w przyszłym sezonie będę znów pomykać, ciesząc się jaką taką sprawnością.
Na koniec sparafrazuję fragment piosenki Golec uOrkiestry:
"Fto mo słabe kolaniska, niekze se miarkuje,
Na uśmiechu bez pośpiechu sobie roweruje" ;)



W pozycji horyzontalnej ;)

  • DST 10.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | dodano: 08.08.2011

Dnia 8 sierpnia AD 2011 awansem spełniło się marzenie piszącej te słowa: stała się posiadaczką upragnionego roweru poziomego :) (awansem, bo zakup tegoż był planowany na przyszły sezon). Żeby tego było mało, dwie godziny po odebraniu ślicznej, cudnej, miód malina poziomci dowiedziała się, że właśnie otrzymała nową pracę... Ludzie, ludzie, cuda w tej budzie!
Ale po kolei.
O 6.45 zadzwonił budzik. Podekscytowana ubrałam się migiem i pognałam do tramwaju, a pod budynkiem Dworca Centralnego czekał już tomassac z moim nowym przyjacielem. Po chwili też pojawił się Infero i po krótkim instruktażu wsiadania i ruszania spróbowałam swoich sił. Niespodziewanie udało mi się ruszyć od razu, aż się zdumiałam, bo przecież moja próba z czerwca, kiedy usiłowałam ujarzmić Stormowego ogiera, zakończyła się w tym względzie klapą...
Pierwsze przejechane metry były totalną Wielką Improwizacją. Utrzymanie równowagi było dość trudne, a o skręcaniu w ogóle nie było mowy... ale po paru minutach zaczęłam się rozkręcać i w końcu wykonałam kilka ósemek, by następnie przekazać rower w ręce Infera. Widać było od pierwszego "zapedałowania", że jego mięsień sercowy zapałał miłością do rowerów poziomych...
Wstępny plan był taki, że Infero pojedzie Shokbike'iem do mnie do domu, a ja pojadę tramwajem, ale zapragnęłam uczynić to sama. Dosiadłam rumaka przy Marriottcie, skręciłam w Hożą, a następnie pojechałam przez Pl. 3+ i dalej Książęcą w dół i przez park do domu. Chcąc wjechać w moje podwórko niestety przyrżnęłam lewym kolanem w krawędź bramy, jakby temu kolanu było mało wydarzeń... Zniosłam w końcu poziomkę do piwnicy.
Miałam później w planie przejść się do apteki, ale poziomka kusiła... cóż to szkodzi pojechać sobie nią do tej apteki? Wytaszczyłam rower z piwnicy i pojechałam. Po obkupieniu się wsiadłam na niego, by wrócić do domu... ale wróciłam mocno okrężną drogą, albowiem pojechałam ul. Dobrą do Tamki, a potem chodnikiem wzdłuż Wisłostrady do parku i... zrobiła się z tego wycieczka o łącznej długości (łącznej z tą poranną, oczywiście) ca. 10 km. Po drodze spotkałam koleżankę, która na mój widok na poziomce zaniemówiła z wrażenia, a później jeszcze usłyszałam takie oto komentarze przechodniów: "Na tym to dobrze!" i "Ale pani ma super maszynę!". Spuchłam z dumy, aż ugiął się pode mną amortyzator widelca ;)
Spodziewam się, że zaraz na mą biedną głowę posypią się joby z powodu złamania zakazu pedałowania ;) Według lekarza moje bezrowerze ma trwać do przyszłego wtorku, a ja je sobie skróciłam o tydzień... Co na to kolana? Zaraz po powrocie z pierwszej części rajdu dostały zimny okład i nie protestowały, ale po tej drugiej turze, kiedy zamiast powtórzyć operację z okładem pojechałam autem na działkę po mamę, zaczęły pobolewać. Na szczęście bez specjalnych sensacji. Będę żyć ;)
Na koniec jeszcze jedno małe wrażonko: jak wsiadłam do samochodu bezpośrednio po przejażdżce poziomką, mój mózg zgłupiał. Czułam, że cały czas pedałuję, było to podobnego typu odczucie jak to, które się pojawia po zejściu na ląd po morskim rejsie...
A teraz poziomcia sobie śpi w piwnicy i czeka, aż jej nowa właścicielka wróci z urlopu, z - miejmy nadzieję - zdrowszymi kolanami i dobrymi wieściami po wizycie u lekarza, planowanej na 25 sierpnia.



Bzdour de Pologne ;-)

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | dodano: 01.08.2011

Sama nie mogę jeździć rowerem, zatem zostało mi tylko patrzenie. A popatrzeć miło na takich, co nie muszą się martwić żadnymi kolanami, tylko wsiadają na rower i prują... i to jak! Pierwsze okrążenia wykonane przez zawodników biorących udział w I etapie Tour de Pologne to było tylko: bzzzzzzt! - i już ich nie ma.



Wczoraj wieczorem zaś zdarzyło się coś, czego bym się nie spodziewała w najśmielszych snach... ale nie napiszę co, bo Storm już czyha. :P