Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:74.44 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:24.81 km
Więcej statystyk

Wodzu, prowadź ;)

  • DST 40.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 kwietnia 2013 | dodano: 25.04.2013

Postanowiłam przetestować Mietkową nawigację. Ustawiłam adres koleżanki, do której się wybierałam i w drogę. Nawigacja wygląda tak, że na ekranie jest bladoniebieska krecha, która wskazuje kierunek do celu w linii prostej, a ty, bidny rowerzysto, musisz kombinować, jakimi drogami jechać, żeby w miarę możliwości trzymać się tej krechy. No i coś mi się pokićkało, przegapiłam dogodny skręt, trochę pobłądziłam i trafiłam na wertepiastą ścieżkę wiodącą wzdłuż torów kolejowych. A cel był po drugiej stronie tych torów. Postanowiłam jechać tą ścieżką w nadziei, że znajdę wkrótce przejazd kolejowy, ale gdzie tam. Jadę i jadę, a przejazdu nie widać. No to postanowiłam się przeprawić z rowerem przez torowisko. Wdrapałam się na kamienisty nasyp, taskając te 17 kg poziomki, co kosztowało mnie niemało trudu i koncertowego orła, bo trudno się wspina po osypujących się kamieniach. Jak już wlazłam na szczyt nasypu i przelazłam przez tory, zobaczyłam, że to nie koniec batalii, bo obok, nieco poniżej pierwszego torowiska, szła druga nitka torów. To ja znowu po tych kamulcach i znów pierdut. Wstałam, dźwignęłam rower i dalej atakować tory. Wreszcie się udało. Zobaczyłam, że wzdłuż linii kolejowej ciągnie się blaszany płot, więc ruszyłam w nadziei na znalezienie jakiejś przerwy w tym ogrodzeniu. Uf, znalazłam!
Parę godzin później - droga powrotna. Tym razem poszło znacznie łatwiej, choć też w jednym momencie się zgubiłam, bo na jednym skrzyżowaniu mapa zaczęła mi wariować i krechę miałam raz przed sobą, raz z boku, to znów za plecami. No cóż... Następnym razem ustawię profil samochodowy, to może się okaże, że jest jakaś strzałka, która pokazuje: tu skręć, gamoniu.



Mieczysław

Wtorek, 23 kwietnia 2013 | dodano: 23.04.2013

Przyszedł dziś rano. Oczekiwany z utęsknieniem. Któż to taki? A, taki jeden gostek, który nie pozwoli mi zabłądzić ;) ...i to dzięki niemu właśnie znam dokładnie przejechany dzisiaj dystans :)
Wieczorem wybrałam się na miniwycieczkę do Wilanowa, bo potrzebne mi było szczere pole, w którym mogłabym skalibrować kompas w Mietku. Zadanie zostało wykonane, ja szczęśliwa - nie ma to jak świeże wiosenne powietrze i trochę wysiłku fizycznego. A kalorii poszło dziś sporo, bo wcześniej była jeszcze praca w ogrodzie :)



Pobudka z zimowego/wiosennego leTARGu

Sobota, 20 kwietnia 2013 | dodano: 20.04.2013

Dzisiaj postanowiłam wydobyć z czeluści piwnicznych mały czerwony rower i doprowadzić go do w miarę przyzwoitego stanu, bo, jak się okazało, przetrwał zimę w nieco gorszym stanie niż duży biały. Tak więc nasmarowałam mu łańcuch (który niestety był trochę pordziewiały...) oraz przegub kierownicy, dopompowałam koła i wypier... w pierony sakwy widoczne na zdjęciu w sekcji "Rowery", bo były podarte i wyglądały jak nieszczęście. Podczas wyciągania ich spod siedziska (co nie było takie proste i trzeba było nawet użyć nożyc, by przeciąć łączący je materiał) podarły się już dokumentnie. No i powędrowały do śmietnika.
Zrobiłam test i pojechałam do pobliskiego sklepu po wodę i ziemniaki - jechało się początkowo dziwnie, bo się odzwyczaiłam od tego roweru, ale w ogólnym rozrachunku - bez zarzutu, nie działo się nic niepokojącego, pedały się kręcą, łańcuch nie spada, hamulce działają prawidłowo. Tak więc z czystym sumieniem mogłam pojechać sobie na targi turystyczne, które planowałam dziś odwiedzić, z rowerkiem w SKM-ce (hala targowa jest nieco oddalona od stacji). W drogę powrotną wybrałam się już na rowerku. Jechałam w emeryckim tempie, a uchetałam się przy tym jakbym pół dnia fedrowała na grubie...
Wydarzyła się jeszcze jedna warta odnotowania rzecz. Kiedy wjeżdżałam z zakupami na podwórko, zobaczyłam... rower poziomy! Wiedziałam, że mam spoziomowanego sąsiada, ale widziałam do tej pory tylko należącego do niego czerwonego velocara, a o tym, że ma również poziomkę, wiedziałam od ciecia. I dzisiaj zobaczyłam ją na własne gałki oczne :) Przy tej sposobności zamieniłam parę słów z sąsiadem i dowiedziałam się, że ma on jeszcze poziomo-pionowy tandem i trzyma go na działce.



No to podłanoc Draństwu :)



na zakupy

Piątek, 19 kwietnia 2013 | dodano: 19.04.2013

Dzisiaj pogoda była wielce członkowa (czyli męska), ale nie zniechęciła mnie, by wybrać się na planowane zakupy rowerno (skoro na koniu = konno, to per analogiam - na rowerze = rowerno ;)). W drodze w tamtą stronę padał średni deszczyk, ale był w sumie nieszkodliwy, jedynie dość nieprzyjemny, bo mokro i zimno, do tego musiałam jedną ręką trzymać kaptur, by mi go nie zwiało z głowy. Droga powrotna była już bezdeszczowa i całkiem przyjemna. A gdy już podjechałam pod klatkę schodową, zagadnął mnie sąsiad i spytał, czy trudno się na tym jeździ i dodał, że na pewno odpowiem, iż nie. Odpowiedziałam, że owszem, ale to jak się już umie na tym jeździć, bo trzeba się najpierw nauczyć. Sąsiad na to, że jego żona widziała mój rower przy Filtrach i powiedziała mu, iż widziała taki sam rower jak ten, co stoi na podwórku i że dziwne, bo była przekonana, że to jedyny taki rower w Warszawie... No, taki to i owszem, ale generalnie kilkanaście poziomek w stolicy by się znalazło, a każda inna...
Wszedłszy do mieszkania, poczułam, że jestem zmęczona jak koń po westernie, a przecież dystans był niezbyt długi, w zeszłym roku nie takie trasy się trzaskało, i to niemal codziennie... No cóż, starość nie radość ;)



Nowy sezon, nowe życie, nowe przygody

Środa, 17 kwietnia 2013 | dodano: 17.04.2013

Jako wyznawczyni "rowerowej religii" nie powinnam używać słowa "sezon", ale jakoś tak wyszło, że rzeczywiście obie poziomki przezimowały w piwnicy (problemy zdrowotne i takie tam, mniejsza o szczegóły). Po raz pierwszy w tym roku dosiadłam roweru 21 marca na powitanie wiosny - pogoda przed wyjazdem do roboty była przyzwoita, ale jakie kiepskie wejście miała ta niosąca z reguły nadzieję i optymizm pora roku, wiedzą wszyscy... i w związku z tym gdy wyszłam z pracy, zastałam na mojej Poziomci czapę śniegu.
Wczoraj popedałowałam na niej po raz drugi w tym roku, a dzisiaj po raz trzeci. Ponieważ dopiero co wróciłam z rejsu po Bałtyku i do tego świeci wspaniałe słońce i NARESZCIE JEST CIEPŁO, jestem rozochocona i roznosi mnie enerrrrgia, toteż myślami przez cały dzień byłam gdzieś w plenerze na rowerze... W sobotę nie ma męskiego narządu rozrodczego we wsi, muszę sobie jakąś wycieczkę machnąć, bo zezgredzieję za młodu!