Styczeń, 2017
Dystans całkowity: | 21.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 02:00 |
Średnia prędkość: | 10.50 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 7.00 km i 0h 40m |
Więcej statystyk |
Praca wte i wewte
-
DST
7.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
10.50km/h
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tegoroczną zimę znoszę nad wyraz dobrze, choć nienawidzę tej pory roku jak zarazy (ale i tak wolę zimę niż jesień). Zimowa jazda rowerem jest naprawdę przyjemna, szczególnie jak na chodnikach i ulicach leży cieniutka warstwa białego puszku. Polska jest krajem, w którym można doświadczyć wszystkich czterech pór roku i w sumie da się z tego cieszyć :o)
Polacy, na rowery! Odklejcie tyłki od foteli samochodowych, będzie przyjemniej, zdrowiej, a niekiedy nawet szybciej!
PS Tego dnia smog większy niż w Krakowie (WTF?!), więc of kors maska na facjacie. I nawet lepiej mi się oddychało niż w piątek (nie pojawił się również ból głowy) - da się przyzwyczaić :o)
Hannibal Lecter na rowerze, czyli wrażenia po jeździe w masce antysmogowej
-
DST
7.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
10.50km/h
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Smog. Medialny temat numer jeden
pierwszej połowy stycznia 2017. W sumie był „od zawsze”, tylko jakoś
nie zwracałam nań uwagi, oddychałam sobie jak co dzień
warszawskim powietrzem. Nie poświęcano mu też zbyt wiele tej uwagi w
głównych wydaniach serwisów informacyjnych i na czołowych
portalach www. Statystycznemu Kowalskiemu kojarzył się głównie z
Krakowem. A tu nagle zaczyna być o nim głośno i okazuje się, że
jest nie tylko na południu, ale i w centralnej Polsce, w tym również
w Warszawie. W końcu też poczułam go własnym nosem.
Zainteresowałam się tematem bliżej i
w związku z tym, że jadąc na rowerze, zasysam w płuca tego syfu
więcej niż spacerując, pewnego dnia zdecydowałam się na zakup
maski antysmogowej. Dzisiaj powietrze z gatunku „jak cię mogę”,
najgorsze (chwilowo) minęło, ale szału nie ma, więc postanowiłam
przetestować maskę w drodze do roboty i z powrotem. Że ludzie będą
się gapić, tym się zbytnio nie przejmowałam, bo i tak się na
mnie gapią z racji dziwnego roweru i po trosze też dreadów ;-) No
ale do sedna.
Moja maska to wersja „sport”,
neoprenowa, z dwoma zaworami bocznymi, przewidziana do większego
wysiłku fizycznego. Sama maska nie jest jakoś specjalnie
niewygodna, może trochę uciska blaszka na nosie. Oddychało mi się
w tym... dziwnie. Ciężkawo. O ile nosem wciągnąć powietrze od
biedy się udawało, o tyle o wydechu już nie było mowy, bo to był
bardziej wysmark (z nosa zaczęło mi ciec) niż wydech ;-) więc
oddychałam ustami. Jechałam raczej dostojnym, emeryckim tempem, bez
wysilania się – większy wysiłek musiałam włożyć w podjazd
Książęcą, a tam już robiłam bokami jak perszeron. Cudów nie
ma, komfort oddychania w masce jest nieporównanie mniejszy niż bez maski, momentami trochę było
też czuć spaliny, ale ogromny plus jest taki, że nie parują
okulary i jest ciepło w twarz, więc na mroźne dni fajna sprawa (ze
względu na parujące okulary nie mogę niestety jeździć w buffie).
W drodze powrotnej jazdy pod górkę
już nie ma, jazda spokojniejsza, bo nigdzie się nie śpieszyłam,
starałam się nie pamiętać, że mam na twarzy maskę i normalnie
jechać jak gdyby nigdy nic, ale i tak z ulgą ją zdjęłam po
dojechaniu do celu. Zarówno po pierwszej, jak i drugiej jeździe
zauważyłam też pewien objaw, być może właśnie związany z
utrudnionym oddychaniem – chwilowy ból (czy może jakiś
dyskomfort) mniej więcej w okolicy lewej skroni.
Tytułem podsumowania: jeśli stężenie
pyłów PM10 i PM2,5 w powietrzu będzie zbyt duże – tak, będę
jeździć w masce. Może jakoś się przyzwyczaję :-)
Pierwsza jazda w nowym roku
-
DST
7.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
10.50km/h
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
(Wpis dedykowany panu ministrowi spraw zagranicznych Witoldowi Waszczykowskiemu)
Dzisiaj zainaugurowałam sezon 2017 :) Pogoda była cudowna: słoneczko, zero opadów, tylko trochę tego białego g**na zalegało na niektórych chodnikach i tych drogach dla rowerów, które akurat nie były odbiałogównione. Temperatura wynosiła jakieś -15 C. Ubrałam się ciepło i popedałowałam do roboty. W mrozie niestety pedały nie za bardzo chcą się kręcić i jedzie się jakby jezdnia zamiast asfaltem była pokryta gumą do żucia.
W każdym razie nie byłam tego dnia jedyną rowerzystką na mieście, więc... panie ministrze, można? Można! A jeśli można, to trzeba, jak mówiła moja pani od matematyki z podstawówki. Co prawda dotyczyło to skracania ułamków, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to przełożyć na inne dziedziny życia ;-)
Na koniec taki miły dialog, który wywiązał się między mną a kolegą z pracy:
- Ty dziś przyjechałaś rowerem?
- Tak.
- Ty zdziczała dziewczyno!
[KURTYNA]
PS Muszę sobie tylko kupić jakiś "namordnik" dla ochrony twarzy przed zimnem, najlepiej z dziurami, żeby mi okulary nie parowały...