Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1224.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:94.17 km
Więcej statystyk

Na kole po České republice a Polsku! (den 8 (12)) -- wracamy

  • DST 113.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 31 sierpnia 2017 | dodano: 09.10.2017

Z Radomia do Warszawy -- koniec wyprawy :-) (opis później... być może :-))
Coś mi się chyba pochrzaniło z numeracją dni wyprawy...



Na kole po České republice a Polsku! (den 7 (11)) -- wracamy

  • DST 121.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 30 sierpnia 2017 | dodano: 09.10.2017

Z Buska-Zdroju przez Góry Świętokrzyskie do Radomia. Opis (jak będzie mi się chciało) później ;-)



Na kole po České republice a Polsku! (den 6 (10)) -- wracamy

  • DST 99.25km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 sierpnia 2017 | dodano: 09.10.2017

Z Krakowa do Buska-Zdroju. Opis (być może) uzupełnię później.



Na kole po České republice a Polsku! (den 5 (9)) -- wracamy

  • DST 151.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

To był najbardziej hardkorowy dzień naszej wyprawy. Kilka minut po ósmej nad ranem opuściliśmy Fryčovice, by zawadzając na chwilę o Frýdek-Místek celem zrobienia zakupów, przekroczyć granicę w Cieszynie i zakończyć ten etap powrotu w Krakowie. Plan ambitny. Postanowiliśmy, że śniadanie zjemy gdzieś po drodze i w związku z tym planem zatrzymaliśmy się 13 km od granicy przy przydrożnym sklepiku. Ledwo wyciągnęliśmy zakupione ingrediencje na kanapki, zbiegła się publika:

20170828_101146

Jeden kot bardzo sugestywnym wzrokiem przyglądał się mojej kanapce...

20170828_101438

Dziasiek rzucił sępom na pożarcie kawałek sera topionego. Po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę...

20170828_094310

Coraz bliżej granica. Ze sklepiku do Cieszyna droga prowadziła głównie w dół, był to właściwie jeden wieeelki, wspaniały zjazd. BTW, poprzedniego dnia, jak w głównej mierze zjeżdżaliśmy z różnych gór, nie mogłam się nadziwić, jak ja się pod to wszystko wspięłam, jeszcze z chyba 20 kg tobołów na bagażniku... W drogę powrotną połowę bambetli podrzuciłam Stormowi do samochodu.
No i wreszcie granica:

20170828_113414

Fajny jest ten Cieszyn, przechodzisz przez most i już jesteś w Czechach. Mogłabym tu mieszkać, gdyby nie to, że jest tu tak ciemno i szaro. Albo może ja mam pecha i trafiam do Cieszyna tylko w niespecjalnie słoneczne dni? ;-)
Droga z Cieszyna do Bielska-Białej to był hardcore. W znacznej mierze pod górę, po asfalcie dziurawym jak ser szwajcarski, a ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu (sratam ;-)). Oboje zaczynaliśmy mieć już kryzys, więc zdecydowaliśmy, że w pierwszej napotkanej knajpie jemy obiad. Obiad akurat wypadł w Jasienicy gdzieś tak w dwóch trzecich drogi do B-B.
No i w końcu Bielsko-Biała. A tam... Najpierw nieprzyjemny incydent na rondzie. Na lewo do jezdni była droga dla rowerów, a raczej jakiś jej nędzny kawałeczek, więc jechaliśmy normalnie jezdnią, a tu nagle wyprzedza nas samochód, a raczej zrównuje się z nami, zza szyby wyłania się wykrzywiona w amoku morda i wrzeszczy: "TAM JEST ŚCIEŻKA ROWEROWA!!!". Za każdym razem w takiej sytuacji mam ochotę zapytać delikwenta, czy jak jedzie jezdnią, to czy obowiązują go znaki drogowe po lewej, czy po prawej jej stronie? Aż się momentami chce zacytować pewne znane słowa George B. Shawa. Albo fraszkę Jana Tuwima :-)))
Wydostanie się z B-B w kierunku Wadowic wymagało przebicia się przez ogromny węzeł drogowy, chyba z pięć pasów ruchu w każdą stronę. A ruch... Jazda tamtędy to rosyjska ruletka. Ostatecznie udało nam się szczęśliwie opuścić miasto i dalsza droga była już przyjemna.
Pod wieczór osiągnęliśmy Wadowice. A stamtąd, aby się dostać do Krakowa przez Skawinę, trzeba było się trochę powspinać pod górę. To trwało tak długo, że miałam wrażenie, iż nie dociągniemy do tego Krakowa, że trzeba będzie kimać gdzieś w krzakach po drodze. Na szczęście był też spory zjazd w dół, do Skawiny, a dalej do Krakowa już lecieliśmy jak na skrzydłach. Nareszcie! O godz. 21:30 osiągnęliśmy miejsce noclegu, czyli dom mojego przyjaciela. Piwko, dobre jedzenie, Scrabble, herbata, pogaduchy do późnych godzin nocnych -- czas upłynął bardzo miło, choć zdecydowanie za szybko...



Na kole po České republice! (den 4 (8)) -- wracamy

  • DST 121.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

To już niestety koniec zlotu, wszyscy rozjeżdżają się po domach; z siedmioosobowej ekipy, która przyjechała do Šternberka z Polski na rowerach, w drogę powrotną udajemy się tylko we dwójkę, tj. Dziasiek i ja. Na początek "coś za coś" -- w środę zjeżdżaliśmy 9-kilometrowym zjazdem do miasta, a dzisiaj trzeba  było się na niego wspiąć z powrotem. Pedałowaliśmy sobie na luziku 7 km/h i upłynęła dobra godzina, zanim osiągnęliśmy szczyt.
Znaczna część trasy pokrywała się nam z trasą środową, ciut inaczej tylko dojechaliśmy do Budišova nad Budišovkou. Bardzo pożałowaliśmy tego ciuta inaczeja, bo wpakowaliśmy się w brukowaną drogę biegnącą wzdłuż poligonu wojskowego. Droga ta ciągnęła się przez wiele kilometrów i nie obyło się też bez pchania rowerów pod 12-procentowe podjazdy.
W Budišovie chcieliśmy zjeść obiad, ale w innym miejscu niż to, w którym się stołowaliśmy we środę (czas się tam zatrzymał chyba w ČSSR). Zapytałam w jednym pubie o jakąś żarciownię w mieście i skierowano nas na kemping pod miastem, gdzie była restauracja. Obiad był pyszny! Opchnęłam wielgachny kuřecí řízek na žampiónech z frytkami, który miał mi zapewnić energię na resztę dnia, bo planowaliśmy nocleg w pensjonacie we Fryčovicach koło Frýdku-Místku. Zajechaliśmy tam już po zmroku. Na miejscu miły akcent, bo okazało się, że właścicielka penzionu mówi trochę po polsku -- jej babcia była Polką.
Chcieliśmy sobie jeszcze zaliczyć wieczorne piwko, ale okazało się, że zupełnie nie ma gdzie go kupić -- nawet stacja benzynowa czynna tylko do 21.00! Wobec tego poszliśmy spać, by nabrać sił na najbardziej wymagający odcinek trasy z Fryčovic do Krakowa.



Na kole po České republice! (den 3 (7))

  • DST 62.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

Na sobotę był zaplanowany dzień lajtowo-spacerowy, ale i tak było trochę emocji związanych z jazdą pod górkę. I to nie byle jaką -- tylko słynny Svatý Kopeček, który w 1995 r. nawiedził papież Jan Paweł II. Znajdują się tu jego relikwie oraz kopia figury Praskiego Dzieciątka Jezus (Pražské Jezulátko).

DSC_4388

Po około 40-minutowym odpoczynku na szczycie pojechaliśmy nieco inną drogą do twierdzy Radikov, którą oczywiście zwiedziliśmy.

20170826_144301

Wracając zatrzymaliśmy się na obiad, na który był gulasz. Rozdzielał go kucharz, który, jak się okazało, bardzo dobrze władał językiem polskim -- nauczył się go, oglądając polską telewizję. No fakt, to jest sposób, kiedy nie ma z kim na co dzień pogadać. :-)
Wracamy też już indywidualnie. Ja jadę z kilkorgiem Polaków i parą Słowaków, którzy nie do końca nam wierzyli, że znamy trasę do kempu ;-))) To znaczy posiadacze nawigacyj znają. Bo ja to na dwóch metrach kwadratowych zabłądzić potrafię...
W drodze dowiaduję się, że tego dnia zmarł Grzegorz Miecugow. Zaskoczenie totalne. Coś zresztą ten zlot obarczony dawką pecha: ten złamany obojczyk, nagłe wezwanie Lecha z urlopu do pracy (miał wracać ze mną i Dziaśkiem na rowerach do Warszawy), śmierć Miecugowa, a dzień wcześniej jeszcze zmarł mój kolega, o czym dowiedziałam się już w Polsce.
Ale nie ma co schodzić w smutne rejony. Wieczorem czekała nas tradycyjna jazda świateł, czyli nocna parada z kempingu na rynek w Šternberku na rowerach oświetlonych czym się dało (choć nie wypadło to tak imponująco jak dwa lata temu w Uherským Brodzie), a potem zwiedzanie dawnego klasztoru augustianów i muzeum rajdów samochodowych. Było już bardzo późno, jak wróciliśmy na kemping, a tu jeszcze wezwanie na pożegnalne ognisko i winko domowej roboty! Cudowny finał cudownej imprezy.



Na kole po České republice! (den 2 (6))

  • DST 80.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

Jako że Šternberk leży niedaleko Olomouce (czyli Ołomuńca, ale polska nazwa w ogóle mi się nie podoba), rejonie śmierdzą... znaczy się słynącym ze śmierdzących serków, tzv. olomouckých tvarůžků, w planach było zwiedzanie poświęconego im muzeum w Lošticach. Co odważniejsi (czyli Lechu i ja :-)) zdecydowali się na zakup lodów o smaku olomouckich serków, ale żadne z nich (czyli z nas) nie dało im rady :D
Zanim dotarliśmy do muzeum, zatrzymaliśmy się w jednej hospůdce nad małym jeziorkiem, a tam...

DSC_4298

Jak tylko dopadnę gdzieś kota, to muszę go pomiętosić, tak też było i tym razem :-) Nasz "Pan ředitel", czyli Milek Štercl został tam z kolei dopadnięty przez miejscową telewizję, a co z tego wyszło, można zobaczyć tutaj.
Po muzeum czas na obiad. Ale żeby na ten obiad zasłużyć, trzeba było się wdrapać stromym podjazdem (12% nachylenia). Udało mi się to zrobić bez zsiadania z roweru!
A po obiedzie każdy już we własnym zakresie wrócił do bazy -- my się urwaliśmy polską grupą i bardzo przyjemną drogą, z wieloma odcinkami wiodącymi w dół, dotarliśmy na kemping.



Na kole po České republice! (den 1 (5))

  • DST 82.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 sierpnia 2017 | dodano: 12.09.2017
Uczestnicy

I oto z hukiem rozpoczął się pierwszy dzień Setkání lehokol v Šternberku. Rano o 9.00 organizator zadął w czerwoną trąbkę, dając sygnał do wyruszenia na szlak. Niestety start imprezy okazał się pechowy dla jednego z naszych "pionowych" kolegów -- ledwo wyruszyliśmy, ujechaliśmy może z 5 km, a ten, kręcąc komórką film, spadł z roweru i złamał obojczyk, tak że dla niego zlot się skończył, zanim się na dobre zaczął...
Program zwiedzania był bardzo bogaty i atrakcyjny -- najpierw pojechaliśmy do miasteczka Čechy pod Kosířem, gdzie mieści się muzeum powozów. Nigdy nie byłam w podobnym muzeum w Łańcucie, ale obstawiam, że to nasze może się schować przy tamtym, skoro sama przewodniczka powiedziała, że tego muzeum zazdrości im cała Europa. Można tam zobaczyć m.in. największy na świecie karawan i niezwykle okazałą pozłacaną 2,5-tonową karocę zbudowaną na zamówienie jednego z miejscowych biskupów, a także całą kolekcję rozmaitych akcesoriów dla koni i woźniców. Robi wrażenie!
Chwilę później pojechaliśmy do muzeum miejskiego, by obejrzeć wystawę historycznych rowerów.
DSC_4256

DSC_4266

DSC_4266

Niektóre eksponaty mają po 200 lat! Co ciekawe, jakiś miesiąc czy dwa przed zlotem natrafiłam na Idnes.cz na artykuł o 200. rocznicy powstania roweru, który był ilustrowany zdjęciami z tej właśnie wystawy :-)
Kolejnym punktem programu był obiad w Pěnčínie, po którym ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze zatrzymaliśmy się w hospodě, gdzie pobawiłam się z pieskiem i spotkałam ciekawego gościa -- byłego zawodnika w motocrossie, który zaprezentował nam swój rower z silniczkiem własnej roboty. Tłumik był wykonany z opakowania po wódce "Finlandia", a obudowę filtra powietrza stanowiła puszka po jakichś ananasach czy brzoskwiniach. Nádhera!

DSC_4288

No a po powrocie do bazy... piwko, integracja, pogaduchy -- słowem, la bella vita :-)



Na kole do České republiky! (den 4)

  • DST 102.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 sierpnia 2017 | dodano: 04.09.2017
Uczestnicy

To był naprawdę wielki dzień. Rano wyruszyliśmy z Wojnowic, by pokonać ostatnie 10 km i przekroczyć granicę w Pietraszynie. Jeszcze kilka pokręceń pedałami i oto...

20170823_094837-1

...znaleźliśmy się po drugiej stronie mocy ;) Pierwszym zadaniem bojowym na terytorium naszych sąsiadów było dotarcie do Opavy. Po drodze (a może było to już za Opavą?) zatrzymaliśmy się na szybkie śniadanie nad stawem rybnym, by doładować akumulatory przed górską wspinaczką, która miała nas wkrótce czekać. Kierowaliśmy się na miasteczko Budišov nad Budišovkou, zaczęły się już pagórki i coraz piękniejsze widoki ( ;-) ):

20170823_142624

W Budišovie nawiedziliśmy "Bistro u Aničky" celem spożycia obiadu. Zamówiliśmy sobie kuřecí řízek s brambory (Dziasiek dodatkowo dostał zupę i zamówił piwo, okazało się, że zupa była wliczona w cenę řízku, bo to akurat było danie dnia) -- nie powiem, żebym się najadła, ale zawsze to coś. ;-)
Dalej już było coraz bardziej pod górę. Dotarliśmy do urokliwego miejsca -- na szczyt pagórka, na którym stały wiatraki, tam musieliśmy na chwilę stanąć, bo Dziasiek coś grzebał przy rowerze. W końcu ruszyliśmy -- w dół! Dobre 3 km zjazdu. A w wiosce na dole Dziachu nagle się zorientował, że... zgubił tablet! I musiał zawrócić, wspiąć się te 3 km pod górę, celem szukania zguby. Na szczęście tablet się znalazł -- leżał pod drzewem, przy którym się zatrzymaliśmy na szczycie górki.

20170823_183739
(Im dalej, tym piękniej... Za barierką przepaść, a w niej -- linia kolejowa)

Pomalutku nadchodził wieczór, gdy znaleźliśmy się na szczycie kolejnego pagórka, skąd w dole widać już było Šternberk.

20170823_193443

A przed nami... Najbardziej spektakularny punkt programu, wisienka na torcie: sześciokilometrowy zjazd po serpentynie, po gładkim jak stół z Ikei asfalcie, szeroką drogą, do samego miasta! Coś niesamowitego. Okazało się, że jest to droga specjalnie przygotowana pod rajdy samochodowe.

20170823_183834
(Tak to cudo prezentuje się na mapie)

Na kempingu w Dolním Žlebie pod Šternberkiem czekali już na nas nasi koledzy, po nas jeszcze w nocy dotarł live_evil, który wystartował o 2.00 w nocy chyba z Łodzi i jechał longiem 330 km... Niestety nie dotarł Gajowy, który potrzebował się zregenerować po trudnej, górzystej drodze i postanowił zanocować gdzieś na trasie. (cdn.)



Na kole do České republiky! (den 3)

  • DST 82.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 sierpnia 2017 | dodano: 04.09.2017
Uczestnicy

...po naradzie z kolegami wykombinowaliśmy wspólnie inne, genialne rozwiązanie. Jako że tego dnia miał do nas dołączyć Dziasiek, który miał pojechać pociągiem do Katowic i stamtąd ruszyć do Raciborza, uradziliśmy, że chłopaki pojadą sami do Raciborza, a ja podjadę pociągiem do Katowic i stamtąd ruszę z Dziachem, bo on preferuje spokojniejsze tempo jazdy. Na szczęście musiał on na mnie czekać w Katowicach tylko godzinę. Miał przy okazji fajny plan, żeby po drodze odwiedzić naszego forumowego kolegę Dromadera, co zresztą uczyniliśmy -- spędziliśmy u niego miłą godzinkę przy herbacie i pysznym cieście.
Ruszyliśmy dalej. W Rybniku zaatakował nas smog, a następnie deszcz, który na szczęście też nie padał długo.

20170822_173751
(W drodze do Rybnika)

Gdy dojechaliśmy do Rydułtów, zaczęło się zmierzchać. Pięknie wyglądały domy na tle urokliwych krajobrazów, skąpane w promieniach zachodzącego słońca.
W końcu dotarliśmy do Raciborza -- było już całkiem ciemno. Zatrzymaliśmy się na chwilę w Lidlu, gdzie kupiłam sobie bluzę, bo wzięłam z domu tylko jedną, co się okazało niewystarczające.
Nasza kwatera była położona 4 km za Raciborzem, w Wojnowicach. Droga na miejsce noclegu była dość trudna, bo było zupełnie ciemno, zero latarń, zero domów, z których mogło padać trochę światła na drogę. Ale jakoś dotarliśmy, a na miejscu już na nas czekali koledzy, którzy jechali z Częstochowy. (cdn.)