Październik, 2020
Dystans całkowity: | 128.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 128.00 km |
Więcej statystyk |
Miał być Czersk, była Wilga :)
-
DST
128.00km
-
Sprzęt Niebieściuch (a.k.a. duży niebieski)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mój kolega od dawna zachwalał podobno pyszną szarlotkę z kawiarni
kolarskiej Góra Kawiarnia w Górze Kalwarii, więc nie było wyjścia,
trzeba było tam w końcu pojechać i przekonać się na własnej skórze o
zasadności tej reklamy. Toteż zwołałam towarzystwo w osobach Dziaśka
(www.dziasiek.bikestats.pl) i Katriny (www.katrinam.bikestats.pl) i
wymyśliliśmy, że pojedziemy najpierw na ciacho w GK, a potem do Czerska.
Pomysł z Czerskiem mi się podobał, bo tym sposobem mój mieczyk*
trafiłby w swoje środowisko naturalne. ;-)
Byłam umówiona z Katriną w
McDonaldzie w Wilanowie, a Dziasiek miał do nas dołączyć w Górze
Kalwarii. Gdy dotarłyśmy do GK, przy kawiarni kłębiły się tłumy
rowerzystów, wszyscy poza nami poziomkarzami na szosowych "poręczach". W
sumie nie dziwota, bo wystrój kawiarni idealnie odzwierciedla szosowy
aspekt szeroko pojętego kolarstwa. Ciekawostką są nagrania komentatora
sportowego, emocjonalnie komentującego spektakularny finisz Rafała
Majki, którego można wysłuchać w... WC. Jeśli ktoś akurat walczy z
oporną "dwójką", to te pokrzykiwania komentatora idealnie wpasowują się w
sytuację... ;-)
Szarlotka w Górze Kawiarni okazała się całkiem
niezła, ale ja robię lepszą :-))) Na miejscu Katrina rzuciła hasło - a
może by tak olać Czersk i pojechać do Wilgi, by odprowadzić Dziaśka?
Podchwyciłam ten pomysł, Czersk nie ucieknie, mieczyk tym bardziej ;-)
więc jeszcze szybkie uzupełnienie płynnych zapasów w sklepie i
pojechaliśmy na most przez Wisłę, a potem przez malownicze wioski
południowego Mazowsza - z przystankiem na obiad bodajże w Osiecku -
dotarliśmy do Wilgi. Tam zregenerowaliśmy trochę organizmy w barze "U
Aniołów", po czym Dziasiek udał się do domu, do którego miał
kilkadziesiąt metrów, a my z Katriną popędziłyśmy co rower wyskoczy do
drogi wojewódzkiej 801 i tą drogą dotarłyśmy do Warszawy. Odłączyłam się
w okolicach mojego domu, a Katrina pojechała dalej, mając w
perspektywie jeszcze ok. 35 km do domu.
Tego dnia była cudowna
pogoda, ciepło jak na piździernik - spokojnie można było jechać bez
kurtki, a nawet w samym T-shircie. Jechało mi się wspaniale. Zupełnie
inaczej niż miesiąc temu do Łodzi, kiedy to jednego dnia nakręciłam 136
km po lockdownowym zasiedzeniu się i przypłaciłam to bólem ścięgna
Achillesa. Byłam już trochę rozjeżdżona po tej Łodzi i po Czechach (ano
właśnie, nie opisałam ani drogi do Łodzi, ani czeskich wycieczek...),
więc prułam dzisiaj dziarsko i okazało się, że drogę od Dziaśka do mnie
do domu (ok. 50 km) da się pokonać w... dwie godziny! To również zasługa
mojego Niebieściucha, który po prostu mknie jak strzała, oraz wiatru w
plecy.
To był po prostu fantastyczny dzień! Aż żal ściska, kiedy
pomyślę, że od poniedziałku ma być załamanie pogody i znaczne
ochłodzenie. No niestety, nadchodzi ten najbardziej bleee okres w roku -
listopad (miesiąc, który bez krępacji wykreśliłabym z kalendarza) i
zima (pora roku, która spokojnie mogłaby nie istnieć).
A takie widoki mieliśmy w drodze:
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
--
*
PS W poprzednim wpisie zapowiadałam wydarzenie, które miało mieć
miejsce 5 października. I faktycznie miało - od kilku dni jestem niezmiernie szczęśliwą posiadaczką tatuażu - drobnego motywu w postaci miecza. Czyż nie jest piękny? :-D
Jestem z niego bardzo dumna, było to moje wieloletnie marzenie, a
marzenia, szczególnie te najbardziej odjechane (z tegorocznych mam już za sobą lot
motolotnią i skok spadochronowy), są po to, by je realizować! ALE:
tatuaż to coś, co zostaje z nami na całe życie, więc nie zalecam
dziarania się na spontanie. Sama przeszłam kilkuletnią drogę od
pierwszej myśli do realizacji. Wybór wzoru też powinien być solidnie
przemyślany. A ponieważ miecz jest bardzo ważnym dla mnie symbolem i
tematem przewijającym się w moim życiu od dzieciństwa, trudno byłoby mi
wyobrazić sobie cokolwiek innego na moim ciele... Teraz ten miecz, który
jest odzwierciedleniem mojej natury, będzie ze mną już zawsze i
wszędzie. :-)