Kwiecień, 2020
Dystans całkowity: | 69.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 23.00 km |
Więcej statystyk |
Wycieczka na smutno
-
DST
23.00km
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pogoda jakaś taka jesienna mimo wiosny - chłodno, wietrznie i pochmurno. Mimo wszystko ruszyłam tyłek i pojechałam trochę poeksplorować okolice mojego miejsca zamieszkania i sprawdzić, co ciekawego znajduje się w jego takim trochę dalszym pobliżu. ;-) Odkryłam sklep ogrodniczy rzut beretem od domu, fajnie, kupię sobie jakieś kwiaty do chaty. :-) I trochę dalej jest Carrefour Express, który jakoś wolę od Biedry.
Podczas tej jazdy doskwierał mi brak moich poziomych znajomych obok. Nie wiem, kiedy będzie można zrobić jakąś wycieczkę w większym gronie. Gadki rudego ministra nie napawają optymizmem. Coś mówił, że szczyt epidemii w Polsce może przypaść na listopad... CO KURŁA?! A zresztą niech sobie politycy wsadzą swoje prognozy wiadomo gdzie. Jednego nie kumam: jak to jest, że u nas wciąż jeszcze nie ma szczytu epidemii, a w Czechach już był? Ogólnie to ostatnio cholernie doskwiera mi samotność. No nie podoba mi się ta społeczna izolacja i już.
I jeszcze jedno odkrycie na koniec: ul. Panny Wodnej. Totalna pustynia ledwie 10 km od centrum Warszawy. Ale jeszcze parę lat i wyrosną przy niej osiedla.
A, no i jazda rowerem w masce to jednak kicha po całości. Mam trudności z oddychaniem nosem i w zaczerpywaniu nim głębokich oddechów nawet w stanie spoczynku, a co dopiero podczas wysiłku. Próbuję oddychać nosem, ale jest ciężko. A przy oddychaniu ustami maska momentalnie wilgotnieje. Dobrze, że wzięłam na tę wycieczkę drugą na zmianę.
"Świat już NIGDY nie będzie taki sam"
-
DST
26.00km
-
Sprzęt duży biały
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj mijają dwa miesiące, jak mieszkam już na swoim. Z tej okazji
zrobiłam sobie małą wycieczkę. Jakaż to radość móc znów sobie swobodnie
poszaleć na rowerze po ponad miesiącu siedzenia w chałupie! :-D Słońce, ciepełko, umiarkowany wiatr - to jest to!
Postanowiłam
zobaczyć, jak się buduje południowa obwodnica Warszawy oraz odwiedzić
Józefów, jedno z tych miejsc na ziemi, w których zostawiłam swoje
serducho (wynika z tego, że mam więcej serc niż krowa żołądków ;-)). "Świat już NIGDY nie będzie taki sam. Ten peron odjechał" -
stwierdził ostatnio mój kolega. Coś w tym jest... Obwodnica rośnie - ten kawałek
ziemi wygląda już zupełnie inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Gospodarzę już sobie sama na swoim. Z przyjaciółmi i znajomymi
kontaktuję się tylko online lub telefonicznie. Nie wyskoczę gdzieś dalej
w Polskę. I tak dalej.
Dziś tak sobie pomyślałam, że mam ostatnio
silne poczucie tymczasowości wszystkiego. Możliwe, że miejsce, w którym
obecnie żyję, też jest tymczasowe. Mam również nadzieję (jak każdy), że
obecne ograniczenia też się wpisują w ten "trend" tymczasowości... A już
na pewno tu na ziemi jesteśmy tylko przejazdem.
Tak się buduje, tak się zmienia...
Infrastruktura rowerowa jeszcze bardzo niegotowa, rozbebeszona, poszatkowana.
Tam, gdzie kończy się Wał Miedzeszyński, a zaczyna ul. Nadwiślańska, jest już porządnie.
Na ul. Mozaikowej wygląda to tak.
Ul. Frezji w Radości. Zdjęcie dedykowane mojej koleżance, której suczka rasy berneński pies pasterski ma na imię Frezja.
A mnie jest ciut gorąco w tych majtkach na twarzy...
Jak pachnie normalność
-
DST
20.00km
-
Sprzęt mały czerwony
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj po raz pierwszy od już nie pamiętam kiedy wyprowadziłam rower na dłuższy spacer niż tylko do pobliskiej (ok. 300 m) Biedry czy ciut mniej pobliskiego (ok. 2 km) Lidla. Tzw. ważna życiowa potrzeba była :-) Pojechałam bowiem po odbiór samochodu z naprawy. Ach, jak cudownie jest posmakować ciut wolności, ciut - bo od tego dnia oficjalnie "aresztowano" nam twarze. Uzbroiłam się więc w maskę 3M Aura 9322+, dosiadłam małego czerwonego rumaka (wzięłam ten rower, żeby móc go potem wygodnie upchnąć do samochodu) i pomknęłam ku przygodzie, a konkretnie ku Okęciu. Po drodze popatrywałam, czy gdzieś nie czyha na mnie w krzakach policja, w razie czego to ja mam ważną życiową potrzebę :-)
Kiedy jechałam wzdłuż Doliny Służewieckiej, trąbnął na mnie przyjaźnie chłopak jadący ulicą samochodem, pomachał do mnie i pokazał kciuk w górę. Odmachałam mu i pojechałam dalej. Po kilku kilometrach niespodzianka - gdzieś w okolicy ul. Rzymowskiego usłyszałam: "Hej, to znowu ja!". Był to ten sam chłopak, który mnie mijał wcześniej. Zapytał, jak mi się jedzie w masce. Odpowiedziałam, że tak sobie, mogłoby być lepiej. W gruncie rzeczy nie było tak źle: oddychało się całkiem przyzwoicie (niestety w głównej mierze ustami, bo mam wiecznie zapchany nos, pamiątka po wrześniowym zapaleniu zatok), twarz się specjalnie nie pociła.
Po drodze naliczyłam aż 19 osób bez masek, a także trzy razy natknęłam się na policję, ale nic ode mnie nie chciała.
Pogoda była fantastyczna, tylko chwilami wiał okrutny mordewind, a dodatkowym utrudnieniem był flak, którego złapałam, mając jeszcze ok. 3 km do celu. Na tym flaku jakoś się doturlałam do warsztatu. Niestety przy małym rowerku nie wożę pompki ani dętki na zmianę, no cóż, uczymy się na błędach, choć lepiej na cudzych niż własnych. ;-)
A od poniedziałku będzie można swobodnie wychodzić na rower lub pobiegać, można będzie chodzić do parku i do lasu! No nareszcie znoszą te durne zakazy!