Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2020

Dystans całkowity:69.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:23.00 km
Więcej statystyk

Wycieczka na smutno

  • DST 23.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 kwietnia 2020 | dodano: 25.04.2020

Dzisiaj pogoda jakaś taka jesienna mimo wiosny - chłodno, wietrznie i pochmurno. Mimo wszystko ruszyłam tyłek i pojechałam trochę poeksplorować okolice mojego miejsca zamieszkania i sprawdzić, co ciekawego znajduje się w jego takim trochę dalszym pobliżu. ;-) Odkryłam sklep ogrodniczy rzut beretem od domu, fajnie, kupię sobie jakieś kwiaty do chaty. :-) I trochę dalej jest Carrefour Express, który jakoś wolę od Biedry.
Podczas tej jazdy doskwierał mi brak moich poziomych znajomych obok. Nie wiem, kiedy będzie można zrobić jakąś wycieczkę w większym gronie. Gadki rudego ministra nie napawają optymizmem. Coś mówił, że szczyt epidemii w Polsce może przypaść na listopad... CO KURŁA?! A zresztą niech sobie politycy wsadzą swoje prognozy wiadomo gdzie. Jednego nie kumam: jak to jest, że u nas wciąż jeszcze nie ma szczytu epidemii, a w Czechach już był? Ogólnie to ostatnio cholernie doskwiera mi samotność. No nie podoba mi się ta społeczna izolacja i już.
I jeszcze jedno odkrycie na koniec: ul. Panny Wodnej. Totalna pustynia ledwie 10 km od centrum Warszawy. Ale jeszcze parę lat i wyrosną przy niej osiedla.
A, no i jazda rowerem w masce to jednak kicha po całości. Mam trudności z oddychaniem nosem i w zaczerpywaniu nim głębokich oddechów nawet w stanie spoczynku, a co dopiero podczas wysiłku. Próbuję oddychać nosem, ale jest ciężko. A przy oddychaniu ustami maska momentalnie wilgotnieje. Dobrze, że wzięłam na tę wycieczkę drugą na zmianę.



"Świat już NIGDY nie będzie taki sam"

  • DST 26.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 kwietnia 2020 | dodano: 23.04.2020

Dzisiaj mijają dwa miesiące, jak mieszkam już na swoim. Z tej okazji zrobiłam sobie małą wycieczkę. Jakaż to radość móc znów sobie swobodnie poszaleć na rowerze po ponad miesiącu siedzenia w chałupie! :-D Słońce, ciepełko, umiarkowany wiatr - to jest to!
Postanowiłam zobaczyć, jak się buduje południowa obwodnica Warszawy oraz odwiedzić Józefów, jedno z tych miejsc na ziemi, w których zostawiłam swoje serducho (wynika z tego, że mam więcej serc niż krowa żołądków ;-)). "Świat już NIGDY nie będzie taki sam. Ten peron odjechał" - stwierdził ostatnio mój kolega. Coś w tym jest... Obwodnica rośnie - ten kawałek ziemi wygląda już zupełnie inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Gospodarzę już sobie sama na swoim. Z przyjaciółmi i znajomymi kontaktuję się tylko online lub telefonicznie. Nie wyskoczę gdzieś dalej w Polskę. I tak dalej.
Dziś tak sobie pomyślałam, że mam ostatnio silne poczucie tymczasowości wszystkiego. Możliwe, że miejsce, w którym obecnie żyję, też jest tymczasowe. Mam również nadzieję (jak każdy), że obecne ograniczenia też się wpisują w ten "trend" tymczasowości... A już na pewno tu na ziemi jesteśmy tylko przejazdem.



Tak się buduje, tak się zmienia...



Infrastruktura rowerowa jeszcze bardzo niegotowa, rozbebeszona, poszatkowana.



Tam, gdzie kończy się Wał Miedzeszyński, a zaczyna ul. Nadwiślańska, jest już porządnie.



Na ul. Mozaikowej wygląda to tak.



Ul. Frezji w Radości. Zdjęcie dedykowane mojej koleżance, której suczka rasy berneński pies pasterski ma na imię Frezja.
A mnie jest ciut gorąco w tych majtkach na twarzy...



Jak pachnie normalność

Czwartek, 16 kwietnia 2020 | dodano: 17.04.2020

Dzisiaj po raz pierwszy od już nie pamiętam kiedy wyprowadziłam rower na dłuższy spacer niż tylko do pobliskiej (ok. 300 m) Biedry czy ciut mniej pobliskiego (ok. 2 km) Lidla. Tzw. ważna życiowa potrzeba była :-) Pojechałam bowiem po odbiór samochodu z naprawy. Ach, jak cudownie jest posmakować ciut wolności, ciut - bo od tego dnia oficjalnie "aresztowano" nam twarze. Uzbroiłam się więc w maskę 3M Aura 9322+, dosiadłam małego czerwonego rumaka (wzięłam ten rower, żeby móc go potem wygodnie upchnąć do samochodu) i pomknęłam ku przygodzie, a konkretnie ku Okęciu. Po drodze popatrywałam, czy gdzieś nie czyha na mnie w krzakach policja, w razie czego to ja mam ważną życiową potrzebę :-)
Kiedy jechałam wzdłuż Doliny Służewieckiej, trąbnął na mnie przyjaźnie chłopak jadący ulicą samochodem, pomachał do mnie i pokazał kciuk w górę. Odmachałam mu i pojechałam dalej. Po kilku kilometrach niespodzianka - gdzieś w okolicy ul. Rzymowskiego usłyszałam: "Hej, to znowu ja!". Był to ten sam chłopak, który mnie mijał wcześniej. Zapytał, jak mi się jedzie w masce. Odpowiedziałam, że tak sobie, mogłoby być lepiej. W gruncie rzeczy nie było tak źle: oddychało się całkiem przyzwoicie (niestety w głównej mierze ustami, bo mam wiecznie zapchany nos, pamiątka po wrześniowym zapaleniu zatok), twarz się specjalnie nie pociła.
Po drodze naliczyłam aż 19 osób bez masek, a także trzy razy natknęłam się na policję, ale nic ode mnie nie chciała.
Pogoda była fantastyczna, tylko chwilami wiał okrutny mordewind, a dodatkowym utrudnieniem był flak, którego złapałam, mając jeszcze ok. 3 km do celu. Na tym flaku jakoś się doturlałam do warsztatu. Niestety przy małym rowerku nie wożę pompki ani dętki na zmianę, no cóż, uczymy się na błędach, choć lepiej na cudzych niż własnych. ;-)
A od poniedziałku będzie można swobodnie wychodzić na rower lub pobiegać, można będzie chodzić do parku i do lasu! No nareszcie znoszą te durne zakazy!