Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2020

Dystans całkowity:145.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:72.50 km
Więcej statystyk

Zlot rowerów poziomych w Grodźcu - dzień 2

Czwartek, 25 czerwca 2020 | dodano: 29.06.2020

Kolejny dzień przyniósł już łaskawszą pogodę. Najpierw pojechaliśmy do Złotoryi, a potem do Leszczyny, gdzie mieści się skansen górniczo-hutniczy. Niestety był nieczynny, więc ani go nie zwiedziliśmy, ani też nie zjedliśmy nic treściwego - trzeba było bazować na własnym prowiancie, zakupionym uprzednio w Lidlu.
Tego też dnia zrobiłam eksperyment. Już od dawna myślałam o jakimś głośniczku na Bluetooth na rower, a tak się składa, że dostałam takowy w zeszłym roku na urodziny. Niestety jednak okazał się nieodporny na wstrząsy i podczas odtwarzania muzyki na nierównościach generował armatnie wystrzały. W trasie towarzyszyły mi zespoły Faun, Łydka Grubasa i Nightwish - ten ostatni jest mi szczególnie bliski z uwagi na upodobanie do metalu, zwłaszcza symfonicznego. Szczególnie do zachrzaniania na rowerze takie granie jest idealne, dodaje poweru. I fajnie się je kontempluje podczas przemieszczania się wśród krajobrazów jak z powieści fantasy. Dlatego też wpadłam na pomysł, by Niebieściuch otrzymał alternatywne imię Nightwish - na cześć tej znakomitej kapeli. :-)
Tego dnia również wspięłam się na rowerze pod zamek. A na jego dziedzińcu, jak poprzedniego dnia, po wycieczce odbyła się integracja przy piwku i ognisku. Ponadto zwiedziliśmy zamek, oprowadzeni po nim przez Jarka "Bosmana", miejscowego rezydenta, który ma niesamowitą wiedzę i równie niesamowity talent do snucia opowieści. Ze zwiedzanych pomieszczeń najbardziej podobała mi się zbrojownia, a jakże. :-) Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że od dzieciństwa fascynują mnie miecze i rycerstwo. Jak byłam mała i bawiłam się klockami Lego, to zawsze były to rycerzyki. Robiłam też miecze z gałęzi i drewnianych listewek, a tuż po maturze wstąpiłam do bractwa rycerskiego, w którym działałam dwa lata.
A tymczasem zostawię tu coś... 5 października br. jestem już umówiona na sesję w studiu tatuażu. Na moim lewym ramieniu pojawi się miecz. :-)



350-letni platan klonolistny (obwód pnia: 700 cm)




Podjazd pod zamek w towarzystwie muzyki zespołu Nightwish




W swoim żywiole :-)




Zlot rowerów poziomych w Grodźcu - dzień 1

Środa, 24 czerwca 2020 | dodano: 29.06.2020

Poprzedniego dnia rano wsiadłam w swojego makenziolota i ruszyłam na południowy zachód, by wziąć udział w (w oficjalnej numeracji chyba już XIII) Zlocie Rowerów Poziomych. Był to dla mnie jubileuszowy, 10. zlot (pierwszy, w którym uczestniczyłam, miał miejsce w 2011 r. w Turawie k. Opola i od tamtej pory nie opuściłam ani jednego), połączony z kolejnym "świętem" - piątymi urodzinami moich dreadów (w przeddzień jednego zgubiłam, szlag! W sumie od 2015 r. zgubiłam dwa). No i jak na jubileusz przystało, zlot miał trwać cztery dni, a nie dwa! Super.
Baza mieściła się w zamku Grodziec, do którego prowadziła kręta droga ostro pod górę, ciągnąca się przez dwa kilometry. Piękne miejsce, wymarzone na taką okoliczność!
Pierwszego oficjalnego dnia zlotu pojechaliśmy zwiedzić krainę wygasłych wulkanów i wdrapać się na "śląską Fudżijamę", czyli Ostrzycę Proboszczowicką. Rowerem się tam wjechać oczywiście nie dało, ale dało się wejść na "autonogach". Gdy dojeżdżaliśmy do podnóża Fudżijamy, zaczęło kropić, a w trakcie jej zdobywania rozpadało się na dobre. Widoki zasłoniły nam opary mgły czy czego tam. Ale i tak było fajnie, lubię chodzić po górach, a tak rzadko mam okazję...
Gdy wracaliśmy do zamku, lało jak z cebra. Wszyscy przemokliśmy do ostatniej z ostatnich suchych nitek. I w tym zacinającym deszczu wdrapałam się rowerem na zamkowe wzgórze. Buty po tej wycieczce jeszcze w dniu wyjazdu ze zlotu były wilgotne.
A teraz słówko o moim nowym rowerze, bo był to jego dziewiczy zlot. Jak to zap...la! Sama radość. Wystarczy lekko naprzeć na pedał, a Niebieściuch rusza z kopyta i dosłownie pruje. Nawet mi przyszło do głowy, żeby z tego tytułu go przechrzcić. ;-) W sumie może być dwojga imion, a właściwie trojga (to trzecie imię to duży niebieski). Szczegóły w następnym wpisie. :-)



W tle widoczna Ostrzyca Proboszczowicka vel śląska Fudżijama




Typowo wulkaniczny krajobraz




W czym my, kwiatki z "Bożego poletka", jesteśmy gorsze od tych wybajerzonych z ogrodu botanicznego, hę?



Na lody

Poniedziałek, 8 czerwca 2020 | dodano: 09.06.2020

Miała być szybka wycieczka na Lody z Michalina, a wyszła całkiem zacna wycieczka jak na wieczorny relaks po pracy. Uwielbiam lody, latem mogłabym je jeść codziennie. Od dziecka jestem wierna lodom z lodziarni Babcia Hela, które mój ojciec określał jako najlepsze w Europie i się z nim zgadzam :-) Tymczasem w ramach researchu, co się znajduje (w miarę) niedaleko mojego nowego miejsca zamieszkania, śledzę ruch w fejsbukowej grupie mojej dzielnicy, a tam co rusz ktoś coś poleca albo pyta innych, gdzie znajdzie to czy tamto. Tak trafiłam na informację o lodach z Michalina, które ponoć biją na głowę te od Babci Heli. Musiałam więc to obadać. Zjadłam cztery kulki o następujących smakach: kawa z whisky (nie lubię ani kawy, ani "nalewki na myszach", ale byłam ciekawa tych lodów), mango, owoce leśne i jabłko. Lody okazały się całkiem smaczne, o konsystencji podobnej do tych od Babci Heli. Będę tam zaglądać częściej.
Wrócić postanowiłam nie tą samą trasą, którą przyjechałam. A przede wszystkim myślałam, że ode mnie do Michalina jest bliżej niż w rzeczywistości... I tak się zrobiło 24 km. :-)