Makenzen prowadzi tutaj blog rowerowy

Makenziowe poziomkowanie

Rokitno, Szymanów, Ożarów Mazowiecki

  • DST 117.00km
  • Sprzęt duży biały
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 lipca 2017 | dodano: 17.07.2017

Postanowiłam powtórzyć trasę z 20 września 2011 r. , tylko odwrotnie -- pojechać przez Rokitno do Szymanowa i wrócić przez Kampinos oraz Ożarów Mazowiecki. Wyruszyłam z domu o 9.30, a o 11.30 byłam w Rokitnie, gdzie jest sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki Prymasów. Rokitno to także ważne miejsce działań wojennych z okresu I wojny światowej. Zostałam tam na mszy św., a następnie pojechałam do Szymanowa, gdzie mieści się dom generalny zgromadzenia Sióstr Niepokalanek oraz sanktuarium Matki Bożej Jazłowieckiej. Miałam nadzieję tam spotkać moją znajomą siostrę, od której 9 lat temu pożyczyłam płytę, i jej tę płytę oddać (specjalnie po nią musiałam zawrócić do domu, bo jej zapomniałam, na szczęście nie miałam daleko). A tu się okazało, że ta siostra mieszka teraz w... Kościerzynie! Kurczę, a ja tam całkiem niedawno byłam!
Po niespełna godzinnym postoju popedałowałam przez Teresin/Niepokalanów do Kampinosu (trochę się zmieniła numeracja dróg krajowych -- kiedyś DK, którą musiałam przeciąć, jadąc z Teresina do Kampinosu, to była DK2, a teraz jest to DK92). W Kampinosie zatrzymałam się przy barze w nadziei, że zjem jakiś obiad, ale okazało się, że trzeba będzie czekać 40--50 min, więc zrezygnowałam z planów obiadowych i popedałowałam dalej.
Wkrótce odbiłam na Leszno i drogą wojewódzką 580 poprułam w kierunku Warszawy. Po drodze wyprzedził mnie jakiś młody gość na pionowcu i cisnął jak oszalały, ale w pewnym momencie go dogoniłam i "siadłam" mu na kole. Widać nadepnęłam mu na ambicję, bo robił co mógł, żeby tylko mi uciec. W końcu odbił w lewo.
Gdzieś między Zaborowem a Borzęcinem Dużym usłyszałam "pyk" i "pssss" -- no tak, kapeć. I to w tylnym kole, w którym wymiana dętki jest trudniejsza. Na szczęście poradziłam sobie z tym, ale się okazało, że nie mogę spiąć z powrotem hamulca, to znaczy mogę, ale ten zaraz się rozpina i ta linka hamulcowa jakaś taka dziwnie za długa się zrobiła... Postanowiłam mimo wszystko pojechać dalej, mając sprawny tylko hamulec przedni i podeszwy butów. Jadę, patrzę, a tu skręt w prawo na Ołtarzew! Kamień spadł mi z serca, znaczy, że będę mogła podjechać do Storma, żeby spojrzał na ten hamulec. Dzwonię do niego, on pyta, jak to się w ogóle stało, ja na to, że nie mam pojęcia, bo ni ... się na tym nie znam. Po półgodzinie byłam już u niego pod domem i co się okazało? Że linka wysunęła się z mocowań na ramie i dlatego zwisała jak guma od gaci. BRAWO JA.
Ostatnie 18 km do domu przepedałowałam już resztką sił, bo byłam tak nieziemsko głodna, że nie miałam w ogóle energii. Po powrocie do domu wtranżoliłam ogromną furę makaronu z chińską mieszanką z patelni, a potem zaległam na łóżku. Czułam się jakbym tonę węgla odwaliła. Poprzednia wycieczka z Tour de Fundacją aż tak mnie nie zmasakrowała ;-)




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!